Polska potęgą wieprzowiny już nie będzie – oświadczył Marek Sawicki, minister rolnictwa i rozwoju wsi. Na te słowa natychmiast zareagowali internauci. „Panie ministrze, dziękujemy Panu i pańskiej partii za zlikwidowanie produkcji wieprzowiny w Polce” – napisali. Hodowcy od lat alarmowali o dramatycznej sytuacji na rynku wieprzowiny, o zamykaniu chlewni na skobel oraz o gigantycznym napływie mięsa i tuczników z importu. Słyszą, że rząd, zamiast walczyć o polski rynek, poległ na nim.
Polski minister rolnictwa radzi krajowym producentom wieprzowiny skupić się na rynku lokalnym oraz bliskim eksporcie, bo
Polska potęgą wieprzową już nie będzie. Zdaniem Marka Sawickiego przetwórstwem wieprzowiny powinny zainteresować się gospodarstwa mniejsze, mające od 200 do 500 tuczników. A dlaczego tak radzi? Bo dla dużych hodowców miejsca na rynku już nie ma. Zostali wypchnięci przez importerów. Marek Sawicki zaznaczył, że proponowane przez niego zmiany na rynku nie stanowią zagrożenia dla dużych zakładów. Ich produkcja bazuje bowiem na imporcie mięsa z Belgii, Danii, Finlandii czy Niemiec.
Polski minister zamiast zabiegać o polski interes, jakim jest wyciągnięcie z dołka krajowej produkcji wieprzowiny, uspokaja duże zakłady mięsne, że
„funkcjonują na rynku globalnym”, więc swoje rosnące zapotrzebowanie na mięso mogą czerpać z zagranicy. Sawicki radzi rolnikom skupienie się na rynku lokalnym, bo jeśli nasze gospodarstwa uniezależnią się od wielkich firm mięsnych, to np. Danish Crown nie będzie już poprzez Sokołów dyktował warunków cenowych odnośnie do żywca w Polsce. Duńskim rolnikom, zrzeszonym w tej spółdzielni, nie zależy przecież na cenie żywca, lecz na wysokich dochodach. –
Im więcej zarobią na polskim rynku, tym więcej dostaną w dywidendzie – oświadczył minister Sawicki. I dodał, że jeśli nie uda się uregulować zasad sprzedaży bezpośredniej dla polskich hodowców, wciąż można będzie to zrobić w ramach MLO, czyli działalności marginalnej, lokalnej i ograniczonej.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Dorota Skrobisz