Jak wynika z informacji na stronie Kancelarii Prezydenta Bronisław Komorowski od dziś będzie w Berlinie. Jutro o godz. 9.00 prezydent będzie w Bundestagu i weźmie udział w uroczystości upamiętniającej 75. rocznicę wybuchu II wojny światowej.
Tak się składa, że na jutro sąd wezwał na świadka Bronisława Komorowskiego. - Jest bardzo ważnym świadkiem – zaznaczył w lipcu 2014 roku w rozmowie z portalem niezalezna.pl Wojciech Sumliński. Dziennikarz przypominał również początki tzw. afery marszałkowej. – Cała ta historia zaczęła się od spotkań pana Leszka Tobiasza, pana Aleksandra L. i pana Bronisława Komorowskiego (kiedy był marszałkiem sejmu – red.) – mówił Sumliński.
Żeby mieć pewność czy prezydent zdąży na godz. 10 do Warszawy wysłaliśmy zapytanie do Kancelarii Prezydenta. Do tej pory nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Jak tłumaczył Sumliński, „pan Aleksander L. nabrał wody w usta, nic nie chce mówić, ma do tego prawo, które wykorzystuje. Pan Tobiasz nic już nie powie, bo zmarł, a z kolei pan Komorowski nie będzie mógł się zasłonić, powiedzmy niechęcią do mówienia, ponieważ jako świadek nie ma do tego prawa – podkreślił Sumliński.
Według dziennikarza, decyzja sądu o wezwaniu na świadka prezydenta to „bezprecedensowa sytuacja”. Jak tłumaczył, tylko zeznania Bronisława Komorowskiego mogą wyjaśnić całą sprawę. – Bronisław Komorowski kilka razy zmieniał zeznania w tej sprawie. Jego zeznania stały się w pewnym momencie sprzeczne z zeznaniami głównego świadka oskarżenia, który zmarł w niejasnych okolicznościach, czyli pana Leszka Tobiasza – tłumaczył Sumliński.
Afera marszałkowa zaczęła się jesienią 2007 r. od wizyty płk. Leszka Tobiasza w gabinecie ówczesnego marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego. Kilka miesięcy później okazało się, że płk Leszek Tobiasz nagrywał swoich rozmówców – część nagrań z afery marszałkowej trafiła do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.
Ostatecznie okazało się, że wszczęte śledztwo było prowokacją wymierzoną w Komisję Weryfikacyjną i jej szefa Antoniego Macierewicza, a w związku z rzekomą korupcją oskarżono dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i pułkownika byłych WSI Aleksandra L., który dobrowolnie poddał się karze.