- Europa zrobiła za mało, żeby wpłynąć na postawę Rosji w różnych fazach konfliktu - stwierdził Radosław Sikorski w wywiadzie dla niemieckiego "Welt am Sonntag". Szef polskiej dyplomacji, który jeszcze kilka lat temu zapraszał Rosję do NATO, teraz twierdzi, że "gdybyśmy pokazali Moskwie granice, a jednocześnie okazali solidarność Ukrainie, prawdopodobnie nie doszłoby do tej eskalacji". Jednocześnie w hiszpańskim "ABC" minister spraw zagranicznych mówi: My w Polsce nie jesteśmy i nawet nie możemy czuć się bezpieczni.
Polska jest silnym, bezpiecznym i dojrzałym państwem; właśnie dziś, w tak trudnym momencie, jakim jest kryzys ukraińsko-rosyjski i aneksja Krymu, trzeba o tym dobitnie mówić - powiedział w środę premier Donald Tusk - głosił w trakcie eurokampanii Donald Tusk. Lider PO, razem z całą partią wielokrotnie powtarzał wyborcze hasło "bezpieczni w UE".

Dziś kampanijne hasła PO brzmią jak żart, do czego zresztą przyznaje się pośrednio również minister w rządzie Tuska. W wywiadach udzielonych zagranicznej prasie nie ma złudzeń, co do bezpieczeństwa Polski, którego jego zdaniem nie ma. - Musimy być świadomi, że od kiedy rozpoczął się ten ukraiński kryzys w październiku ubiegłego roku, nasza reakcja, jako Zachodu, zawsze była niewystarczająca, by wpłynąć na sposób postępowania Rosji. To musi się zmienić - twierdzi Sikorski, dodając, że Europa musi "poważnie traktować swoje bezpieczeństwo i nie może wiecznie zależeć od parasola ochronnego USA".
Mówi to minister, który jeszcze cztery lata temu bronił decyzji rządu o oddaniu Władimirowi Putinowi śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej.