Zasługa rapera Tadka polega na tym, że będąc ze świata hip-hopu, potrafił zarazić go podziwem dla bohaterskiej walki o niepodległość naszych dziadków. Ale także na czymś jeszcze ważniejszym – to Tadek uświadomił tysiącom młodych Polaków, że rzeczywistość, w której żyją, jest dziełem tych, którzy ich dziadków mordowali. I wzbudził w nich wolę zmiany tej sytuacji.
Dzisiaj kłamią, by nas zniszczyć, rozkradają polskie włości
Dziś ubecy mają media,
już nie muszą łamać kości
Dziś bogactwo i pozycja
są polisą bezkarności
Niech Wyklęci wstaną z grobów, wskażą drogę do wolności
– to wezwanie zawarte w piosence poświęconej „Ince” jest kluczowe dla jego twórczości.
Zapewne ponad 90 proc. słuchaczy zna patriotyczną twórczość Tadka z Firmy z internetu. To była jego świadoma decyzja.
„Nawet nie będę próbował zarobić na tej płycie, dlatego w sklepach pewnie jej nie zobaczycie” – rapował Tadek w utworze „Niewygodna prawda” ze swojego poprzedniego krążka.
Dzięki współpracy z „Gazetą Polską”
nowa płyta „Niewygodna prawda 2 / Burza 2014” jest nie tylko w sklepach, lecz także w kioskach, i to w cenie dostępnej dla zwykłego słuchacza rapu, o równowartości 2–3 piw – za 6,90 zł.
Nie będę tu omawiał nowej płyty – każdy może jej posłuchać. Chcę natomiast napisać o szczególnym znaczeniu dotychczasowej twórczości Tadka.
Jak to się zaczęło
Nie jestem dziennikarzem muzycznym, nie uważam się też za eksperta od hip-hopu. Jestem natomiast jego amatorskim słuchaczem od samych początków. A po trosze byłem też świadkiem jego narodzin.
Bo rodził się on, a przynajmniej jego poznańska odmiana, w moim środowisku, kibiców Lecha Poznań z lat 90. Każdy z „kotła” na stadionie znał – nieznanych jeszcze szerzej – raperów: Peję, Faziego z Nagłego Ataku Spawacza i wielu innych.
Internetu nie było, telefonów komórkowych również, a piosenki przegrywało się na kasetach. Pamiętam, jak pewnego razu w tramwaju jadącym na mecz ktoś, będąc w wesołym nastroju, zaczął rapować pierwszy hit „Antyliroy”, będący wspólnym dziełem incydentalnie współpracujących wówczas Pei i N.A.S.
No i nagle wybuch ogólnej wesołości –
okazało się, że cały tramwaj zna piosenkę. Z kaset. Żaden z małolatów, dla których możliwość skontaktowania się z kolegą przez Facebooka jest dziś oczywistością, nie zrozumie, jaka to wtedy była radocha.
„Ktoś bardzo nie chce, by w tym kraju ludzie dumni byli”
Patriotyzm w polskim rapie w pewnym sensie obecny był od początku. Oczywiście w mocno „pierwotnej”, instynktownej, lokalnej odmianie – „Antyliroy” sławił Poznań, a bluzgał na Liroya i jego miasto.
Pisałem kiedyś, że gdy chodzi o ideały, ruch kibicowski przeszedł ewolucję od Janosika do rotmistrza Pileckiego. Podobnie było z polskim rapem. W pierwszych latach wyrażał on bunt ulicy, o której losie w czasie transformacji zapomniały elity. W „gangsterskim” wydaniu z tych lat mówił o tym, że w społeczeństwie, w którym ci sami złodzieje co zawsze są nadal na górze, trzeba wywalczyć swoje, także brutalnie. Być wilkami w społeczeństwie posłusznych piesków.
Ten nurt istnieje w hip-hopie do dziś, ale nie jest jedynym. Kibic, który kocha swój klub i swoje miasto, z czasem zaczyna się interesować jego historią. Potem dostrzega, że jest ona częścią historii jego ojczyzny. A ta, jeśli choć trochę się ją pozna, wciąga jak narkotyk – tak było ze spiskującą polską młodzieżą w czasach carskich, nie inaczej z moimi rówieśnikami w stanie wojennym.
„Tajne komplety” – tak nazywał się niedawny hip-hopowy festiwal w Krakowie.
Ten młody człowiek często dziwi się, dlaczego jakoś mało mówią o tej historii w mediach, a nawet w szkole. W utworze poświęconym rotmistrzowi Pileckiemu Tadek rapuje:
Czemu mnie o Tobie
w szkole nie uczyli?
Ktoś bardzo nie chce,
by w tym kraju ludzie dumni byli
Czas byśmy wreszcie
grzech niewiedzy zmyli
To my, młodzi Polacy,
przed Tobą czoła chylimy
Twoje życie kłam zadaje tym,
co z Polski pragną szydzić.
Do pierwszych utworów hip-hipowych mówiących w dojrzały sposób o polskiej historii, jakich obecność odnotowałem, należał utwór „Patriota” zespołu Zipera. A w ostatnich latach nastąpił prawdziwy wysyp: dziś większość raperów ma na swoim koncie tożsamościowe utwory.
Bez Janosika nie byłoby Pileckiego
Żołnierze Wyklęci, AK, NSZ, Powstanie Warszawskie, Powstanie Wielkopolskie – to ich tematy. Jest tego tak dużo, że dziś to młodsi, bardziej zorientowani koledzy redakcyjni wykładają mi, dlaczego ważny jest ten czy inny utwór Zjednoczonego Ursynowa, Piha, Pezeta czy Lukasyno.
Na czym polega na tym tle wyjątkowość Tadka z Firmy?
Owszem, zapewne na tym, że jego opowieści o „Ince”, rotmistrzu Pileckim, generale „Nilu” należą do najlepszych pod względem warsztatowym. Ale nie tylko.
Tadek podjął się rzeczy ryzykownej i piekielnie trudnej do wykonania – stworzenia pomostu między starymi i nowymi czasy. Pokazania, że wyznawanie wartości powstańców warszawskich czy Żołnierzy Wyklętych powinno skutkować rozpoznaniem, co dzieje się z Polską dziś.
Tego nie mógł zrobić byle kto. Hip-hop tym różni się od innych gatunków muzycznych całkowicie pożartych przez komercję, że stara się być aż do przesady, ortodoksyjnie niezależny od świata polityki, niepodatny na jego manipulacje.
Tadek nie zdziałałby nic w tej kwestii, gdyby nie był człowiekiem wiarygodnym w środowisku, sprawdzonym.
Gdyby jego słuchacze nie mieli przekonania, że nie ściemnia, lecz pokazuje im prawdę, którą ktoś chciał przed nimi ukryć.
Bez wcześniejszych piosenek antypolicyjnych Firmy, bez szczerych słów wyrażających to, co ludzi ulicy boli, nie byłoby patriotycznego zwrotu w polskim rapie. Bez Janosika nie byłoby Pileckiego. Dzięki Tadkowi ulica, a przynajmniej znaczna jej część, zdała sobie sprawę, gdzie tkwią korzenie jej krzywdy, lecz także gdzie są źródła jej dumy.
Ciągiem dalszym tej opowieści niech będzie płyta dołączona do najnowszego numeru tygodnika „Gazety Polskiej”, dostępna w kioskach od środy 26 lutego do następnego wtorku. Nie mamy wielkich pieniędzy na jej rozreklamowanie, więc wieść o niej podawajmy sobie pocztą pantoflową. Dziś to o wiele łatwiejsze niż w początkach polskiego rapu.
Źródło: Gazeta Polska
Piotr Lisiewicz