Mało kto pamięta, że zanim Januszowi Palikotowi zaczęło opłacać się być wojującym antyklerykałem, prowadził katolicki tygodnik. Nazywał się "Ozon". Jednak jak się dziś dowiadujemy, już wtedy z Palikota wychodziła jego prawdziwa natura. Jedną z takich historii przywołuje Kędryna.
Kuba Mielnik wydał ostatnio książkę. „Kronika końca świata”. Opisał tam też tę historię. Też, bo przypomniał tam historię, z czasów, kiedy razem pracowaliśmy w „Ozonie” - pisze były pracownik tygodnika. - Otóż pewnego dnia wpadła do nas pani dyrektor wydawnicza: "Pan poseł zapomniał o urodzinach syna, i prosi, żeby wydrukować mu plakat ze zdjęciem Benedykta XVI".
- No tośmy wydrukowali. Wziąłem z Corbisu papieża chyba z Oświęcimia, dopisaliśmy „wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”, dołożyliśmy papieski podpis. Przyjechał kierowca i zabrał. Poseł nazywa się Palikot - wspomina Kędryna i podsumowuje: Cała jego lewicowa wrażliwość to bullshit. Kiedy zamykał „Ozon”, powiedział, że nie ma zamiaru płacić współpracownikom. – Ponieśli normalne ryzyko biznesowe.