Glenn Jorgensen z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego udowodnił, że gdyby samolot stracił tylko tę część skrzydła, którą wskazuje MAK, a za nim tzw. komisja Millera, powinien odlecieć wzbijając się o ponad 40 metrów ponad lotnisko i zdołać odejść na drugi krąg - mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl Antoni Macierewicz, przewodniczący Zespołu Smoleńskiego.
-
Opinia międzynarodowa jest wciąż żywo zainteresowana tragedią smoleńską. Media o tym milczą, ale wybitni naukowcy wciąż ją analizują i po kolei dochodzą do tych samych wniosków, do których doszedł dotychczas Zespół Parlamentarny, a mianowicie: że to eksplozja zniszczyła Tu-154M - mówi nam Antoni Macierewicz komentując wyniki badań duńskiego eksperta Glenna Jorgensena z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego.
Joergensen początkowo uznał, że to wersja przedstawiona przez MAK i Zespołu Millera jest prawdziwa jednak wielomiesięczne badania i
obliczenia dobitnie pokazały, że jest inaczej, a historia katastrofy opowiedziana przez obie komisje przedstawia fałszywy obraz katastrofy.
-
Najpierw chciałem udowodnić, że oficjalna wersja przebiegu katastrofy jest poprawna, ale kiedy zacząłem analizować dane, stwierdziłem, że się mylę i według wersji, która jest podawana, ta katastrofa nie mogła mieć miejsca - mówił Jorgensen w Sejmie,
wyjaśniając motywy, dla których zajął się katastrofą smoleńską.
Według duńskiego eksperta przy utracie tylko końcówki skrzydła, co - jak przypomniał -
"zakłada raport MAK i raport komisji Jerzego Millera, samolot nie uderzyłby w ziemię, ale w miejscu, gdzie nastąpiło to zderzenie, miałby wysokość prawie 40 metrów i by odleciał".
-
Przy utracie tylko kawałka skrzydła samolot straciłby tylko 5 proc. siły nośnej. Znalazłby się ok. 30 metrów na północ i byłby na wysokości ok. 40 m nad miejscem pierwszego uderzenia w ziemię - powiedział Jorgensen.
Według niego hipoteza o utracie dodatkowego fragmentu skrzydła zgadza się z tym, co znaleziono wśród szczątków samolotu, gdzie - jak zauważył - "
fragmenty lewego skrzydła leżały blisko ulicy".
-
Oficjalne analizy nie wyjaśniają kąta przechylenia samolotu w momencie uderzenia w ziemię, śladów na ziemi pozostawionych przez lewe skrzydło i ogon samolotu oraz dziwnego zachowania steru wysokości. To wszystko może być wyjaśnione w sytuacji, gdy założymy, że samolot stracił dodatkowy fragment skrzydła - przekonywał ekspert z Danii.
Zdaniem Jorgensena
"coś stało się z lewym sterem wysokości", a "
jedna z hipotez może być taka, że podczas utraty skrzydła jakieś elementy, które odpadły, uderzyły w ster wysokości".
Ponadto - w ocenie Jorgensena - "wysokość samolotu w miejscu gdzie rośnie brzoza nie mogła być niższa niż 11 metrów".
Źródło: niezalezna.pl
kp