PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Bunt przeciwko brutalności milicji

Na Ukrainie nie ustaje niezadowolenie społeczeństwa wywołane brutalnością milicji wobec obywateli. Coraz głośniej mówi się w tym kontekście o kryzysie władzy, który - zdaniem ekspertów - może doprowadzić do poważnych wystąpień przeciwko rządzącym.

Bumbaka (Wikipedia)
Bumbaka (Wikipedia)
Na Ukrainie nie ustaje niezadowolenie społeczeństwa wywołane brutalnością milicji wobec obywateli. Coraz głośniej mówi się w tym kontekście o kryzysie władzy, który - zdaniem ekspertów - może doprowadzić do poważnych wystąpień przeciwko rządzącym. Protesty rozpoczęły się po tym, jak ukraińscy milicjanci pobili i zgwałcili 29-latkę. Kobieta ma otwarte złamanie czaszki, rany cięte głowy i szarpane twarzy, liczne siniaki i otarcia.

Sytuacja zaogniła się po wydarzeniach we wsi Wradijiwka na południu kraju, gdzie w czerwcu dwóch oficerów milicji zgwałciło 29-letnią kobietę. Domagając się ich uwięzienia, w pierwszych dniach lipca ludzie zaatakowali komisariat milicji koktajlami Mołotowa i kamieniami, po czym ruszyli do Kijowa (ok. 500 km), by domagać się tam powstrzymania przemocy i dymisji szefa MSW.

Po dotarciu do stolicy mieszkańcy Wradijiwki zatrzymali się na jej głównym placu Majdanie Niepodległości i rozbili tam namioty. W nocy z czwartku na piątek władze rzuciły przeciwko nim milicyjne oddziały specjalne Berkut, które brutalnie rozpędziły demonstrację.

Pod presją opinii publicznej władze zdecydowały się na zatrzymanie Jewhena Dryżaka. Sąd zdecyduje, czy podejrzany pozostanie w areszcie, czy zostanie zwolniony za kaucją. 29-letnia Iryna Kraszkowa z Wradijywki w obwodzie mikołajewskim na południu Ukrainy trafiła do szpitala 27 czerwca.

Jak poinformowali lekarze, znajdowała się w bardzo ciężkim stanie. - Kobieta ma otwarte złamanie czaszki, rany cięte głowy i szarpane twarzy, liczne siniaki i otarcia - opisywali w rozmowie z mediami.

- Na Ukrainie zaczynają pojawiać się wszelkie warunki do tego, by konflikty, do których dochodzi między władzą a obywatelami, zaczęły być rozwiązywane przemocą. Elity rządzące nie tylko nie uspokajają nastrojów, a przeciwnie, takimi działaniami tylko zaostrzają sytuację - powiedział kijowski politolog Jurij Romanenko.

Protest we Wradijiwce doprowadził do zwolnień w miejscowej milicji, jednak nie rozwiązał problemu bezkarności panującej w szeregach funkcjonariuszy MSW.

12 lipca w Kijowie podczas akcji likwidacji nielegalnego targu milicjant uderzył kobietę, która poprosiła go, by rozmawiał z nią w języku państwowym, czyli po ukraińsku, a nie po rosyjsku. Oburzeni ludzie rzucili się za nim w pościg, po czym przypuścili szturm na komisariat. Do jego obrony musiano zaangażować Berkut. Zdaniem Romanenki takie wydarzenia świadczą, że państwo nie jest w stanie rozwiązać problemów obywateli. - Kiedy ludzie widzą, że nie mogą liczyć na żadną pomoc ze strony państwa, zaczynają brać sprawy w swoje ręce. To może doprowadzić do poważnego buntu - mówi.

Ekspert wskazuje, że na Ukrainie mamy do czynienia z upadkiem systemu, który na początku niepodległości tego państwa został stworzony przez byłych funkcjonariuszy partyjnych, a następnie narodził oligarchów, pełniących dziś w nim władzę. W ocenie Romanenki obecne elity potrafią "wyłącznie brać" od społeczeństwa, nie zapewniając mu w zamian ochrony podstawowych praw.

Według organizacji Amnesty International na Ukrainie ofiarą bezprawnych działań milicji "padają co roku setki tysięcy ludzi". Organizacja wskazuje, że funkcjonariusze pozwalają sobie najczęściej na "drobne naruszenia kodeksu karnego" wobec obywateli, jednak stosują także szantaż, a nawet torturują zatrzymanych. W milicyjnych aresztach mają miejsce przypadki śmierci osadzonych tam ludzi.
 

 



Źródło: PAP

kp