Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Piersi milicjantki, czyli Wałęsa dla gimbusów

„Milicjantka rozpina mundur. Lech widzi, że ma ogromne piersi, a na szyi medalik z Matką Boską Częstochowską. Milicjantka bierze dziecko na ręce, siada i podaje mu pierś” – to fragment scenariusza filmu Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie. Dobra milicjant

Stach Leszczyński/PAP
Stach Leszczyński/PAP
„Milicjantka rozpina mundur. Lech widzi, że ma ogromne piersi, a na szyi medalik z Matką Boską Częstochowską. Milicjantka bierze dziecko na ręce, siada i podaje mu pierś” – to fragment scenariusza filmu Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie. Dobra milicjantka katoliczka zatroszczyć się miała w ten sposób o dziecko, z którym Wałęsa trafił na komisariat.

Złośliwi mogliby podejrzewać, że skoro żaden inny opozycjonista w PRL nie spotkał milicjantki robiącej tak szlachetny użytek z własnego biustu, to autor scenariusza Janusz Głowacki postanowił dowieść w ten sposób, że MO dbała o Wałęsę w sposób szczególny. Ciekawe dlaczego? Czy milicjantka używała w ten sposób (ogromnego!) biustu, w ramach obowiązków służbowych, do wspierania sieci komunistycznej agentury? I czy Głowacki został opłacony przez Antoniego Macierewicza, by skompromitował Wałęsę? To, co dzieje się w ostatnich miesiącach z propagandowym dziełem mającym wybielić Wałęsę, prowokuje nieustająco do tego typu żartów.

Pomnik dla homofoba

No bo miało być patetycznie, a wychodzi coraz bardziej groteskowo. Gdy w 2011 r. Andrzej Wajda ogłosił, że „nie chce, ale musi” zrobić film o Wałęsie, była to demonstracja bojowego sprzeciwu Salonu wobec „barbarzyńskiego” niszczenia legendy lidera Solidarności przez lustracyjnych hunwejbinów. Reżyser, który w czasie kampanii prezydenckiej w 2010 r. użył słów „To jest wojna domowa, to jest walka o wszystko!” oraz znany z równie „nonkonformistycznych” ataków na Jarosława Kaczyńskiego autor scenariusza specjalnie się z tym nie kryli.

Błyskawicznie pojawiło się wsparcie sponsorów, z zarządzaną przez młodego, zdolnego, dynamicznego człowieka firmą Amber Gold na czele. Zapowiadano udział w filmie – o czym jego producenci woleliby dziś nie pamiętać – włoskiej gwiazdy Moniki Bellucci i zespołu U2.

Film, którego premiera była już kilka razy przekładana, według obecnej wersji ma trafić do kin 4 października tego roku, ale z tamtego entuzjazmu pozostało niewiele, na co złożył się zbieg kilku wydarzeń. Oczywiście obrona SB oraz jej bliskich znajomych pozostaje nadal dla prorządowych mediów priorytetem. Niestety, Wałęsa tymczasem został homofobem. W TVN24 w marcu wygłosił pamiętne słowa o gejach: „Ta mniejszość wchodzi na głowę większości”. Dopytywany, czy homoseksualista powinien siedzieć w ostatniej ławie w sejmie, odparł: „Oczywiście że tak. Jak sprawiedliwość to sprawiedliwość. A nawet jeszcze za murem”.

Tomasz Raczek: bardzo boję się tego filmu

Czy Wajda zamierza wybielać homofoba? To pytanie w kręgach Krytyki Politycznej czy organizatorów parad równości pada coraz częściej. Sam reżyser odpowiedział na pytanie o słowa Wałęsy w TVN24: „To mnie nie interesuje. Robię film o innym Wałęsie”. Wsparł go Kazimierz Kutz, senator z Ruchu Palikota, mówiąc: „Wałęsie wolno wszystko”.

Skąd u Wajdy taki brak wrażliwości na prawa mniejszości seksualnych? Dlaczego senator Kazimierz Kutz, zasiadający w think tanku Ruchu Palikota, uważa, że wolno wygłaszać wypowiedzi jawnie nawołujące do ich dyskryminacji? Te dramatyczne pytania cisną się na usta.

Krytyk Tomasz Raczek, nieukrywający swojej homoseksualnej orientacji, w rozmowie z portalem TVP Info 23 maja wyznał, że bardzo się boi tego filmu i uważa, że może na nim ucierpieć legenda sławnego reżysera: „Andrzej Wajda jest najwybitniejszym polskim reżyserem XX w. Chciałbym, aby takim pozostał także w wieku XXI.(...) Temat jest ryzykowny, bo bohater jeszcze żyje. Na dodatek jest niełatwy i niejednoznaczny, a mistrz bardzo wiekowy. Nie jestem pewien, czy dzisiaj potrafi z taką samą precyzją jak dotychczas nadzorować wszystkie procesy związane z produkcją filmu”.

Tymczasem Wajda zdaje się kompletnie nie dostrzegać zagrożenia, iż propagandowy film może położyć się cieniem na jego dorobku. Ostatnio zmienił tytuł filmu na „Wałęsa. Człowiek z nadziei”, tak by kojarzył się z jego poprzednimi filmami. – Będzie to zamknięcie tryptyku – stwierdził, nawiązując do „Człowieka z marmuru” i „Człowieka z żelaza”.

Wałęsa dla gimbusów

Gdy pojawiły się pomysły nakręcenia tego filmu, było jasne, że jego celem ma być zakrzyczenie prawdy na temat przeszłości Wałęsy, która opisana została przez historyków Sławomira Cenckiewicza, Piotra Gontarczyka czy Pawła Zyzaka. Miało się to dokonać za pomocą broni masowego rażenia – filmu, na który można wysłać obowiązkowo szkolną młodzież, co grubych historycznych książek nie czyta i nie ma pojęcia o realiach PRL.

Upubliczniony ostatnio, trwający minutę i 7 sekund zwiastun filmu pokazuje, że faktycznie skierowany ma on być do „gimbusów”, jak w młodzieżowym slangu określa się zarówno niezbyt rozgarniętych gimnazjalistów, jak i osobników, którzy dojrzałością zatrzymali się na poziomie gimnazjum.

Oprócz bijatyki z milicjantami, w której notabene Wałęsa nie brał nigdy udziału, w filmiku pojawia się Danuta Wałęsa w samym staniku (a nawet bez), a jej mąż nazywa Lenina s…synem. Nastoletniego widza taki zestaw (biust plus bluzg) może ekscytować, choć zapewne w czasach internetu nie aż tak bardzo jak dawniej. Z pewnością jednak łatwiej zainteresować młodzież piersiami i przekleństwami niż szczegółami sporu Wałęsy z Anną Walentynowicz.

Rodzina samej Anny Solidarność nie wyraziła zgody na użycie w filmie jakichkolwiek materiałów jej dotyczących. „Zważywszy na fakt, że sam film jest gloryfikacją człowieka, który na to nie zasługuje, nie możemy uwiarygadniać tego przedsięwzięcia nazwiskiem naszej rodziny. (...) Jest to wyraz bezsilności wobec tego, co dzieje się z ludźmi, po plecach których ten człowiek wspiął się na najwyższe stanowisko w państwie, a potem tych samych ludzi gnębił i niszczył wszelkimi sposobami” – napisali w oświadczeniu Janusz i Piotr Walentynowiczowie.

Wmawianie Danuśce dziecka w brzuch

Scenariusz filmu napisany przez Głowackiego przeczytał biograf Wałęsy prof. Sławomir Cenckiewicz i określił go jako fałszujący nie tylko biografię polityka, ale także dzieje polskiego oporu przeciwko komunizmowi.

Jak napisał w „Rz” Cenckiewicz, Głowacki rozpoczyna opowieść o Wałęsie od poniedziałku 14 grudnia 1970 r. Jego żona Danuta ma być wówczas w ciąży, a on sam kupuje wózek dla mającego się narodzić dziecka. Mimo to wyrusza z domu, by uczestniczyć w ulicznych walkach. Zdejmuje obrączkę i zegarek i mówi: „Jak nie wrócę, to sprzedasz”. Gdy wraca, Danuta wije się w bólach porodowych, a przybyli do domu esbecy go zamykają. Mówi wtedy: „Ja nawet nie wiem, czy urodziła... Czy to syn, czy to córka”. A esbek odpowiada: „Dowiecie się za pięć lat”.

Jak udowadnia prof. Cenckiewicz, te scenki nie mają nic wspólnego z prawdą. Sam Wałęsa przyznawał, że nie uczestniczył w manifestacjach 14 grudnia. Nie brał też udziału w żadnych starciach z milicją. Można żartobliwie powiedzieć, iż karę za fałszowanie historii los wymierzył aktorowi Robertowi Więckiewiczowi, odtwórcy roli Wałęsy – w maju 2012 r., w czasie inscenizowanych starć stoczniowców z milicją, został on ranny w nos. Z tego powodu kręcenie filmu zawieszono.

Prawdziwy Wałęsa z milicją się nie bił, natomiast w chwili rozgrywania się opisanych wydarzeń prowadził… rozmowy z bezpieką. Wymysłem jest też, że Danuta Wałęsa była w tym czasie w ciąży. Ich syn Bogdan urodził się 2,5 miesiąca wcześniej, 6 października.

Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz