Żyjący w Minneapolis (stan Minnesota) 94-letni Michael Karkoc, w 1949 roku zataił przed służbami imigracyjnymi, że był jednym z założycieli walczącego u boku Niemców Ukraińskiego Legionu Samoobrony, a później oficerem złożonej z ukraińskich ochotników 14 Dywizji Grenadierów SS, potocznie nazywanej Dywizją SS-Galizien.
Obie formacje widniały na amerykańskiej czarnej liście i jej członkowie mieli zakaz wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych.
Prawdziwą tożsamość Karkoca udało się ustalić dzięki dokumentom, do których dotarła agencja Associated Press. Choć nie wynika z nich jasno, że brał on bezpośredni udział w zbrodniach wojennych, to przeciwko niemu świadczą zeznania żołnierzy jego jednostki i dokumenty z innych źródeł.
Dowody wskazują, że oddział, któremu dowodził Karkoc, mordowała cywilów, w tym kobiety i dzieci. Mógł również brać udział w pacyfikacji powstania warszawskiego.
Efraim Zuroff z zajmującego się ściganiem nazistowskich zbrodniarzy Centrum Szymona Wiesenthala powiedział AP, że dowody przeciwko 94-latkowi są wystarczające, aby deportować go do Niemiec lub Polski, gdzie mógłby być sądzony za popełnione zbrodnie.
- W Ameryce jest to stosunkowo prosty przypadek: jeśli był dowódcą jednostki, która dopuściła się zbrodni, to sprawa jest oczywista - powiedział Zuroff. - Nawet Niemczech, jeśli nie potrafią udowodnić, że sam pociągał za spust, ale był dowódcą jednostki, to spoczywa na nim odpowiedzialność - dodał.
Informacje agencyjne wzbudziły zainteresowanie niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Prokurator Thomas Will z Centralnego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu powiedział, że nic nie wskazuje na to, by w Niemczech prowadzono wcześniej śledztwo w tej sprawie. Informacje przekazane przez AP mogą być - jego zdaniem - impulsem do podjęcia dalszych badań, które mogą prowadzić do wdrożenia postępowania karnego.
AP zidentyfikowała Karkoca dzięki emerytowanemu farmaceucie, który poświęcał wolny czas na tropienie nazistowskich zbrodniarzy. Mężczyzna, studiując listę członków SS-Galizien, którzy wyemigrowali do Wielkiej Brytanii, wpisał nazwisko 94-latka w wyszukiwarkę internetową, a ta podała mu adres w Minnesocie. O swoim odkryciu powiadomił dziennikarzy.
Reporterzy agencji próbowali skontaktować z Karkocem, ten jednak nie chciał rozmawiać o swojej przeszłości i za pośrednictwem swojego syna odrzucił kilka próśb o wywiad.