Policjanci - na polecenie rawskiej prokuratury - mieli przeszukać chłodnię. Kiedy weszli do niej, znaleźli w niej kilkanaście palet mięsa z etykietkami zakładu. Piotr M. zapewniał, że to całe mięso, jakie znajduje się w pomieszczeniu.
Policjanci wyszli na zewnątrz budynku, ale zwrócili uwagę, że jest on o wiele dłuższy niż pomieszczenie, w którym przed chwilą byli. Wrócili do chłodni i jeszcze raz zaczęli ją sprawdzać. Okazało się, że za paletami z mięsem było ukryte wejście do drugiego pomieszczenia. Wejście było zastawione płytą izolacyjną przymocowaną do ściany nitami. Kiedy weszli do środka, znaleźli tam tony mięsa.
Kopania przyznał, że mięso nie miało dokumentacji weterynaryjnej oraz oznaczeń weterynaryjnych. - Trwa pobieranie jego próbek- - powiedział.
W w ub. tygodniu prokuratura w Rawie Mazowieckiej postawiła Piotrowi M. zarzuty oszustwa i usiłowania oszustwa oraz naruszenia przepisów karnych ustawy o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. Wszystkie mają związek z podejrzeniem, że do ubojni, którą prowadził, trafiało martwe i chore bydło. Grozi mu kara do ośmiu lat więzienia.
Mężczyzna został aresztowany, ale po wpłaceniu 150 tys. zł opuścił areszt.
Według ustaleń prokuratury Piotr M., prowadząc tzw. działalność nadzorowaną w postaci ubojni, nie spełniał wymogów weterynaryjnych i tym samym produkował żywność o złej jakości, która nie spełniała parametrów zdrowotnych, a być może stanowiła zagrożenie dla zdrowia konsumentów.
Zarzut usiłowania oszustwa wiąże się z prawdopodobnie celowym wywiezieniem z ubojni 18 ton mięsa, które znaleziono w samochodzie - chłodni zaparkowanej w pobliżu stacji diagnostycznej, która również należy do właściciela ubojni. Mięso było w różnej formie przetworzenia, ale nie nadawało się do wprowadzenia do obrotu, bowiem nie miało żadnych oznaczeń weterynaryjnych ani dokumentacji.
Kilka dni temu przy wjeździe do jednej z ubojni w okolicach Białej Rawskiej policja skontrolowała transport bydła, które miało trafić do zakładu. Z 24 sztuk aż dziewięć zwierząt było martwych. Pozostałe były w krytycznym stanie. Część z nich miała złamania; większość była poobijana, nie była w stanie samodzielnie opuścić części ładunkowej tira. Konieczne było ich humanitarne uśmiercenie. Przeprowadzone sekcje zwierząt wykazały, że krowy były chore.
Z dokumentów wynikało, że bydło było zakupione od hodowców indywidualnych, a transport przyjechał z terenu województwa kujawsko-pomorskiego. Policja zatrzymała 43-letniego właściciela zakładu; służby weterynaryjne zdecydowały o zamknięciu zakładu. Z zeznań części świadków wynika, że proceder trwał w zakładzie od dłuższego czasu.
Śledczy ustalili, że mięso z tej ubojni trafiło do co najmniej 16 firm wędliniarskich z województwa łódzkiego, wielkopolskiego, mazowieckiego, śląskiego i dolnośląskiego.