Historia Fryderyków ma już 18 lat, niestety ta pełnoletniość może się okazać niezbyt szczęśliwa, albowiem zredukowanie liczby kategorii sprawiło, że do jednego wora wrzucono bluesmanów, raperów, wykonawców piosenki poetyckiej i wyznawców metalu. Muzyka rozrywkowa znalazła się na czterech kategoriach, jazz w trzech, a muzyka poważna to kategorii... 10!
Nic więc dziwnego, że nie ja jeden, będąc zarówno członkiem Akademii Fryderyków, jak i rady w kategorii jazzowej, nie rozumiem tego ograniczenia. W opinii, że szkodzi to samej nagrodzie, jestem w przytłaczającej większości, że szkodzi muzyce – również. Wiele niszowych gatunków zwyczajnie nie ma szans z popowym hitem czy massmediową papką. No bo niby jak ma rywalizować Robert Friedrich (nominacje za zjawiskowy utwór „Wilki dwa” i cały album „Robaki” Luxtorpedy), rockers z krwi i kości, z Marią Peszek, która w kreacji swojej autodestrukcji przekroczyła chyba wszelkie rozsądne granice? Jak porównać twórczą rockową wizję zespołu Hey w najlepszej konwencji indie rocka i Katarzyny Nosowskiej z pastiszową konwencją medialnego celebryty Artura Andrusa? Jak oceniać szanse Nosowskiej i jej kompanów skupionych na sztuce na tle nastawionej na skandal Peszek? Jak położyć na jednej szali T. Love i ich „Old Is Gold”, a na drugiej Brodkę i jej „LAX”, gdy w dodatku w tej samej kategorii startuje „Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan” Hey! Absurd? Absurd.
Mdło wypada tutaj tłumaczenie Piotra Metza, który na stronie Związku Producentów Audio-Video tłumaczył: „Ta decyzja dojrzewała w nas od dłuższego czasu. Liczba fryderykowych kategorii rosła od lat kilku, będąc nie tylko w opozycji do europejskich trendów w tej dziedzinie, ale i wzmagając spory merytoryczne. Przenikanie się gatunków spowodowało, że paradoksalnie, wprowadzanie coraz bardziej specjalistycznych kategorii utrudniało klasyfikowanie poszczególnych pozycji”.
Więcej w weekendowej "Gazecie Polskiej Codziennie"