Polacy ograniczają posiadanie plastikowego pieniądza. Karty okazały się pułapką dla domowego budżetu. Po okresie zachłyśnięcia się kartami kredytowymi, kiedy to Polacy dumnie wkładali je do portfela, nadszedł teraz bolesny czas uporania się z długiem. Łatwo było się zapożyczać, bo nie sięgało się po gotówkę. Nie trzeba było też spłacać całości zadłużenia. Wystarczyło zapłacić określone przez bank minimum, które – po odliczeniu odsetek – ponownie było przekazywane do dyspozycji posiadacza karty.
Banki zacierały ręce, bo produkt świetnie się sprzedawał. Dobrze wiedziały, że niezdyscyplinowani finansowo Polacy będą korzystali z możliwości zadłużania się na karcie. Ci, którzy regularnie spłacają całość zadłużenia w wymaganym terminie, najczęściej w ciągu 52 dni, aby uniknąć płacenia odsetek, stanowią niecałe 40 proc.
Drakońskie oprocentowanie takich pożyczek (rzeczywiste może się zbliżyć nawet do 25–29 proc.) zaczęło szybko edukować posiadaczy. Polacy zaczęli rezygnować z kart lub ograniczać ich liczbę w portfelu.