Medialni funkcjonariusze wybrali jedyne wyjście, jakie im pozostało: własną narrację w sprawie katastrofy. I nagle się okazało, że mimo olbrzymich wysiłków, by zohydzić obchody (komentarze „ekspertów” i celebrytów), nie udało się im uciec od rzeczywistości. Musieli pokazać tłumy na Krakowskim Przedmieściu i owacje, jakimi witany był Jarosław Kaczyński. Mówiąc o raportach MAK-u i komisji Millera, nie mogli uciec od raportu parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia smoleńskiej katastrofy kierowanego przez Antoniego Macierewicza.
Propagandyści musieli mówić o ustaleniach naukowców na temat dwóch wybuchów na pokładzie Tu-154M, o niedopuszczeniu do badań światowej sławy patologa prof. Badena i o bezczeszczeniu w Rosji ciał ofiar katastrofy.
Po raz kolejny okazało się, że od prawdy nie da się uciec.
