Historia, która z powodzeniem mogłaby być scenariuszem do szpiegowskiego filmu, wydarzyła się naprawdę. Jest w niej tajemnicza śmierć żołnierza służb specjalnych, tajne dokumenty kompromitujące obecnego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego oraz intryga wymierzona w osoby, które je znają.
Otwarte pozostają wciąż pytania: co było przyczyną śmierci płk. Tobiasza, dlaczego prokuratura bada nieumyślne spowodowanie śmierci emerytowanego żołnierza i z jakiego powodu na jego pogrzebie nieoczekiwanie pojawili się Rosjanie oraz polscy dyplomaci z naszej ambasady w Moskwie? Na razie w tej historii jedno jest pewne: nie żyje człowiek, który swoimi zeznaniami przed sądem mógł pogrążyć prezydenta.
We wtorek, 14 lutego, portal Niezalezna.pl podał informację, którą natychmiast podjęły inne media: nie żyje płk Leszek Tobiasz, jeden z głównych bohaterów „afery marszałkowej”, jedyny świadek oskarżenia w sprawie rzekomej korupcji przy weryfikacji żołnierzy byłych Wojskowych Służb Informacyjnych. 1 marca miał on po raz pierwszy złożyć zeznania przed sądem, miało także dojść do konfrontacji płk. Tobiasza z Bronisławem Komorowskim.
Śmierć na parkiecie
Sprawa zgonu płk. Tobiasza była przedstawiana w mainstreamowych mediach jeden dzień. „Gazeta Wyborcza” obwieściła nawet, że pułkownik zmarł z powodu problemów z krążeniem, a jego śmierć nie ma żadnego znaczenia dla przebiegu procesu. Co innego mówią jednak śledczy.
– Śmierć świadka przed jego przesłuchaniem w postępowaniu sądowym zawsze stanowi utrudnienie procesu. W takiej sytuacji zostaną odczytane jego zeznania złożone podczas śledztwa, a ten dowód zostanie oceniony przez sąd – stwierdził prok. Zbigniew Jaskólski, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która prowadzi dochodzenie.
Leszek Tobiasz zmarł w Zwoleniu tuż po północy 11 lutego, na imprezie integracyjnej pracowników Mazowieckiej Wojewódzkiej Komendy OHP, na którą przyjechał autokarem razem z kilkudziesięcioma osobami. Był zatrudniony w OHP jako fachowiec od obronności i spraw niejawnych. Po obiedzie uczestnicy imprezy pojechali do Kazimierza na wycieczkę. Wieczorem, po powrocie, rozpoczęła się zabawa karnawałowa, która trwała do późnej nocy.
Z oficjalnej wersji wynika, że ok. godz. 23:40 Tobiasz podczas tańca z partnerką nagle upadł, uderzył głową o parkiet i stracił przytomność. Wezwano pogotowie – lekarz stwierdził zgon, który nastąpił o godz. 0:10, a ponieważ okoliczności śmierci były dla niego niejasne, zawiadomił policję i prokuraturę, która zarządziła sekcję zwłok.
Tyle komunikat oficjalny. Reporterzy „Gazety Polskiej”, którzy pojechali do Zwolenia, usłyszeli jednak inną wersję wydarzeń.
– Kiedy pogotowie przyjechało na miejsce, większość towarzystwa była już mocno wstawiona. Mówili, że w czasie wieczoru płk Tobiasz stał z jakimś mężczyzną przy oknie i nagle przewrócił się, uderzając głową w parapet. Niewykluczone, że został popchnięty – powiedziała nam jedna z osób przebywająca w ośrodku, w którym odbywała się impreza OHP.
Przeprowadzający sekcję zwłok anatomopatolog stwierdził „ranę w okolicach zausznych, która powstała przed śmiercią” i „rozległą niewydolność krążenia”. Nie są znane okoliczności powstania rany.
Do dziś prokuratorzy czekają na oficjalne wyniki sekcji zwłok oraz badanie zawartości alkoholu we krwi zmarłego.
Większość pracowników i mieszkańców ośrodka OHP w Zwoleniu nie jest zbyt rozmowna.
– O co chodzi? Nie udzielamy żadnych informacji – krzyczy do nas od progu mężczyzna, który znajdował się na sali podczas feralnej imprezy.
– Po informacje trzeba się zgłosić do rzecznika mazowieckiego OHP. Żegnam! – stwierdza rozmówca, który wyprowadził nas z sali. Inni pracownicy OHP nie chcą z nami rozmawiać. Rzucają tylko, że mają zakaz rozmawiania z kimkolwiek na temat imprezy integracyjnej.
– Nie możemy nikomu nic mówić – mówią nam młode kobiety pytane, co się stało w nocy, kiedy zmarł płk Tobiasz.
Idziemy do kierownika zwoleńskiego ośrodka Jerzego Pietrzyka. Mówi, że był na pogrzebie Tobiasza. Jego odpowiedzi są zdawkowe i nerwowe
. – Bawił się, tańczył, upadł nagle. Nic więcej, nic ciekawego – mówił o zmarłym. Na pytanie, ile osób bawiło się tego wieczora, stwierdza:
– Takich informacji nie wolno ujawniać.
Próbujemy pytać o sprawę dziewczęta z obsługi. Uniemożliwia to kierownik, który wyszedł za nami ze swojego gabinetu. Sugeruje, że nic tu po nas. Żadnych informacji od nikogo nie uzyskamy – denerwuje się Pietrzyk. Jeden z siedzących dalej pracowników ośrodka dopytuje, o co chodzi.
– Co ciebie to obchodzi! Nie odzywaj się! – upomina go z irytacją kierownik. I powtarza jak mantrę, że informacje możemy uzyskać jedynie w siedzibie wojewódzkiej OHP w Warszawie.
Udajemy się tam, ale wojewódzka komendant Elżbieta Popczuk jest nieobecna. Rozmawiamy więc z rzecznik prasową MWK OHP Dorotą Siemiatycką.
– Mam państwu przekazać, że nie udzielamy żadnych informacji w tej sprawie – stwierdza pani rzecznik. Nie chce nam jednak powiedzieć, co jest powodem informacyjnego embarga.
Pogrzeb z honorami
Przy kościele parafialnym w Starych Babicach na długo przed ceremonią pogrzebową płk. Leszka Tobiasza zbierali się ludzie i zajeżdżały limuzyny. Wśród nich samochód na moskiewskich numerach rejestracyjnych przeznaczonych dla korpusu dyplomatycznego.
Gdy żałobnicy gromadzili się przed mszą św. w intencji płk. Tobiasza, w jednej z pustych ławek kościoła pojawił się były szef Wojskowych Służb Informacyjnych gen. Marek Dukaczewski. Nikt nie siadł obok niego, mimo że do kościoła wchodzili jego służbowi podwładni. Po jakimś czasie do ławki Dukaczewskiego dosiadł się Marek Mackiewicz, były funkcjonariusz oddziału Y w WSI, absolwent kursów GRU. Mackiewicz z rekomendacji Samoobrony był doradcą Andrzeja Leppera oraz sejmowej komisji ds. służb specjalnych, gdzie recenzował raport o weryfikacji WSI. Dukaczewski i Mackiewicz zaczęli dyskutować. Ich rozmowę co chwila przerywał dzwonek telefonu gen. Dukaczewskiego. Po zakończonej rozmowie dyskusja w ławce toczyła się dalej. Tymczasem kościół zapełnił się.
Przy trumnie zasiadła rodzina zmarłego, w tym umundurowany syn pułkownika, Radosław Tobiasz, także żołnierz byłego WSI.
Mszę św. koncelebrowało dwóch księży. W kazaniu ks. Mariusz Zaorski stwierdził, że Tobiasz był wspaniałym człowiekiem – świetnym w roli żołnierza i głowy rodziny. –
Leszek Tobiasz poświęcał się dla innych, zapominał o sobie, myślał o rodzinie i ojczyźnie – mówił. Dziwił się, że zmarły odszedł tak nagle.
– Jeszcze trzy tygodnie temu przyjmował księdza z wizytą duszpasterską w domu – przypomniał. Ksiądz porównał dwa pogrzeby. Obraz licznie zebranych na pogrzebie Leszka Tobiasza przypomniał mu widok zebranych na placu Świętego Piotra w Rzymie podczas pogrzebu papieża Jana Pawła II.
Po mszy św. i wyprowadzeniu trumny uformował się kondukt żałobny, który przeszedł ulicami Starych Babic na pobliski cmentarz.
Znajomi zmarłego rozmawiali na temat przyczyny śmierci Tobiasza.
– Oficjalnie to zawał, a tak naprawdę, kto to wie? – mówili. –
Przecież to był okaz zdrowia – mówiła dalsza krewna pułkownika.
W trakcie pochówku płk. Tobiasza rozległa się salwa honorowa.
Człowiek z Moskwy
Leszek Tobiasz, jeden z najbliższych współpracowników byłego szefa WSI Marka Dukaczewskiego, był bardzo ważną osobą w strukturze WSI. „Gazeta Polska” ujawniła mało znany etap z życia pułkownika, dotyczący jego pracy w Moskwie. W latach 1996–1999 był tam ekspertem w ataszacie wojskowym. Co ciekawe, w tym samym czasie w polskiej ambasadzie w Moskwie przebywał Tomasz Turowski, słynny nielegał cywilnego wywiadu. Na przyjęciach w ambasadzie często gościł wówczas Władimir Grinin, który w 2010 r., gdy przygotowywano wizytę prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu, był ambasadorem Rosji w Polsce. Wątek moskiewski powróci w życiu Tobiasza blisko 10 lat później. Już po jego udziale w aferze marszałkowej Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego miała zaproponować, by Tobiasz objął jeden z wojskowych ataszatów. W grę wchodziły Turkmenistan i Uzbekistan, czyli kraje leżące blisko Gruzji, których atutem jest potencjał energetyczny.
Wyjazd nie doszedł jednak do skutku. Nie zgodził się na niego ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Grzegorz Reszka, kiedy zapoznał się z teczką ochrony kontrwywiadowczej płk. Tobiasza z czasów, gdy był on ekspertem ataszatu wojskowego w Moskwie.
Nie dziwi więc obecność na pogrzebie płk. Tobiasza zarówno polskich dyplomatów z naszej ambasady w Moskwie, jak i zaprzyjaźnionych z nim Rosjan.
– Ich obecność była jednocześnie demonstracją i pokazuje, że płk Tobiasz był dla nich niezwykle cenną osobą – mówi nam były oficer służb specjalnych.
Proces bez głównego oskarżyciela
1 marca płk Tobiasz po raz pierwszy miał zeznawać przed sądem w sprawie rzekomej korupcji przy weryfikacji żołnierzy WSI, miała się też odbyć jego konfrontacja z Bronisławem Komorowskim.
Pułkownik był najważniejszym świadkiem w całej sprawie – na podstawie jego zeznań doszło do przeszukania domów członków komisji weryfikacyjnej: Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Od chwili wszczęcia śledztwa do momentu tego przeszukania ABW prowadziła działania operacyjne, podsłuchiwała rozmowy i stosowała obserwację m.in. historyka Sławomira Cenckiewicza i politologa Piotra Woyciechowskiego.
Śledztwo zostało wszczęte
„w sprawie ujawnienia pracownikom spółki akcyjnej Agora informacji stanowiących tajemnicę państwową w postaci treści aneksu do raportu w sprawie działalności Wojskowych Służb Informacyjnych” – ten zapis zniknął jednak w późniejszej fazie śledztwa.
Afera marszałkowa zaczęła się jesienią 2007 r. od wizyty płk. Leszka Tobiasza w gabinecie ówczesnego marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego. Żołnierza WSI z parlamentarzystą skontaktowała posłanka Platformy Jadwiga Zakrzewska, która dziś zasłania się niepamięcią. –
Nie wiem, o czym pan mówi – powiedziała zdenerwowana i rozłączyła się. Kilka miesięcy później okazało się, że płk Leszek Tobiasz nagrywał swoich rozmówców – część nagrań z afery marszałkowej trafiła do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.
Ostatecznie okazało się, że wszczęte śledztwo było prowokacją wymierzoną w Komisję Weryfikacyjną i jej szefa Antoniego Macierewicza, a w związku z rzekomą korupcją oskarżono dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i pułkownika byłych WSI Aleksandra L., który dobrowolnie poddał się karze.
– Jestem niewinny, a cała sprawa jest prowokacją. Zamierzałem to wykazać podczas przesłuchania płk. Tobiasza i podczas jego konfrontacji z Bronisławem Komorowskim. Była ona konieczna, ponieważ są istotne rozbieżności w ich zeznaniach – podkreśla Wojciech Sumliński.
Za tydzień "Gazeta Polska" opisze rozbieżności w zeznaniach płk. Leszka Tobiasza i prezydenta Bronisława Komorowskiego
Źródło:
Maciej Marosz,Dorota Kania