Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Zły Mikołaj, czyli opowieść o autodestrukcji Tuska. Zapamiętany będzie jak Grinch

W ubiegłym roku tuż przed świętami pojawił się rudy Mikołaj. Miał ze sobą worek 100 konkretów, sanie niemieckiej produkcji i pomoc czerwonych karłów. Tak ładnie opowiadał, jaki niesie ludziom pokój, dobrobyt i wolność. Rozdawał puste serduszka, pouczał o karaniu rózgą niedobrych polityków i snuł wizję uśmiechniętej Polski… - pisze Filip Rdesiński w "Gazecie Polskiej".

Donald Tusk
Donald Tusk
zrzut ekranu - x.com

Ledwo rudy Mikołaj prześlizgnął się do naszych domów, zaczął wszystko podpalać i niszczyć. Opróżnił portfele z kasy, wyczyścił do zera lodówkę, rozbił telewizor w drobny mak. Upity świątecznym kompotem potykał się przy tym ciągle o własne nogi. Wszystko wskazuje na to, że niedługo wyłoży się jak długi, a ludzie pogonią go rózgami za Bug.

Friendly fire

Sondaże rok po wyborach nie pozostawiają złudzeń. Rząd Donalda Tuska jest najgorzej ocenianym rządem w historii III RP. Żadnemu do tej pory notowania tak nie leciały na łeb, na szyję. Żaden też w tak krótkim czasie nie zaliczył tylu wpadek wizerunkowych. 

Zaczęło się jak u Hitchcocka, trzęsieniem ziemi, a napięcie tylko rosło. Siepacze premiera rozpoczęli od bezprawnego nalotu na media publiczne. Tusk chciał w ten sposób ugrać kilka kwestii. Z jednej strony pokazać swoją siłę i determinację. Z drugiej – pozbyć się z mediów prawicowych dziennikarzy, którzy mogli zadawać niewygodne pytania. Miał apetyt na to, aby przejąć niemal całkowitą kontrolę nad przekazem politycznym w kraju. Chciał też nakarmić swoich wyborców rewanżyzmem. Efekt okazał się mizerny. Bezprawność i bezpodstawność zamachu na media publiczne biła po oczach.

Wyborcze opowieści o przywracaniu praworządności okazały się bajeczką dla grzecznych dzieci. Umiarkowani wyborcy koalicji 13 grudnia czuli niesmak. Twardy elektorat piał jednak z zachwytu. Do czasu, gdy okazało się, że Tuskowi udało się to, co nie wyszło rządom Zjednoczonej Prawicy przez osiem lat. Jednym ruchem premier zbudował potęgę prywatnej i niezależnej od państwa konserwatywnej stacji, czyli Telewizji Republika. Nalot na TVP stał się tym samym zwycięstwem pyrrusowym. Krótkowzroczność zaślepionego nienawiścią Tuska okazała się być jeszcze większa. Działania związane z przejęciem mediów publicznych dały paliwo polityczne rozbitemu po wyborach PiS-owi. Skonsolidowały prawicowych polityków i elektorat, ostatecznie pozwalając na osiągnięcie dobrego wyniku sił konserwatywnych w wyborach samorządowych. Dokładnie ten sam efekt przyniosło bezprawne wsadzenie do więzienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Umiarkowani wyborcy koalicji 13 grudnia zobaczyli prawny chaos i degrengoladę wymiaru sprawiedliwości. Ci twardzi byli w ekstazie, do momentu, gdy obaj panowie nie wyszli na wolność, a następnie zostali europarlamentarzystami.

Jak nie idzie, to nie idzie. Wynik wyborów samorządowych i błędy rewolucjonistów trzeba było szybko czymś przykryć. Przyśpieszenia nabrały więc działania związane z sejmowymi komisjami śledczymi. I w tym wypadku lekarstwo okazało się trucizną. Pośpiech spowodował, że komisje ruszyły bez niezbędnej dokumentacji, wiedzy i przygotowania ze strony PR-owców. Na dodatek oddelegowano do nich niezbyt rzutkich parlamentarzystów. Efekt jest taki, że zapraszani goście, którzy mieli być rzekomo masakrowani, tylko wzmacniali swoją pozycję, masakrując nieudolne polityczne komisje. Hitem ostatnich dni była swobodna wypowiedź doprowadzonego siłą Piotra Pogonowskiego na komisji ds. systemu Pegasus. Siedzący przy stole prezydialnym jej członkowie wyglądali jak po zaliczeniu mocnego knock-outu. Skoro komisje nie dają rady, to trzeba było w końcu jakiegoś polityka wsadzić do pudła. Najlepszy byłby Zbigniew Ziobro, ale nawet takie fajtłapy jak bodnarowcy wiedzieli, że zatrzymywanie wycieńczonego operacjami onkologicznymi polityka wzbudziłoby tylko współczucie społeczeństwa. Padło więc na jego zastępcę, Marcina Romanowskiego. Już się z gąską witali, gdy okazało się, że przegapili drugi immunitet polityka, a sąd, bynajmniej niesprzyjający prawicy, nie przychylił się do uznania wniosku o areszt polityka.

Nawet najtwardsi medialni propagandyści salonu ciskali wówczas gromy w prokuraturę i liderów koalicji 13 grudnia.

Ach, te obietnice

Nie idzie Tuskowi rozliczanie poprzedników i karmienie zemstą wyborców oczekujących wdeptania konserwatystów w ziemię. Nie idzie mu też budowanie zadowolenia w elektoracie oczekującym realizacji konkretnych obietnic programowych. Sztandarowa dla władzy liberalizacja aborcji zaliczyła w parlamencie zderzenie ze ścianą. Tusk, nie umiejąc wytłumaczyć wyborcom porażki w głosowaniu, uciekł następnego dnia na wakacje na Lazurowe Wybrzeże. W koalicji nie wiedząc, co zrobić z kredytem 0 proc. na mieszkania, co stanowiło wewnętrzny spór, postanowiono go spalić na stosie razem z politykiem Trzeciej Drogi Jackiem Tomczakiem. Istotne dla przedsiębiorców zmniejszenie obciążeń związanych ze składką zdrowotną, którego oczekiwano już na początku rządów, doczekało się rozwiązania rok później. Rzecz w tym, że oszczędności dla biznesu będą jedynie symboliczne. Zmieniono rozwiązanie problemu składki zdrowotnej tak, żeby prawie nic nie zmienić.

Biznes, spodziewający się od gdańskiego liberała zmniejszenia obciążeń podatkowych, likwidacji szeregu koncesji i realizacji ambitnych inwestycji strategicznych napędzających gospodarkę, patrzy na jego działania z przerażeniem. Strategiczne inwestycje, jak CPK czy budowa elektrowni jądrowych, znalazły się w zawieszeniu. Wyniki spółek skarbu państwa pikują. Pieniędzy z Unii Europejskiej jak nie było, tak nie ma. A obciążenia fiskalne rosną. Deficyt budżetowy ma osiągnąć poziom niespotykany w historii III RP. Mit dobrego menedżera Tuska upadł. Za chwilę zabraknie nawet ciepłej wody w kranie, bo ceny energii potrzebnej do jej podgrzania dobijają już nie tylko przedsiębiorstwa, lecz także każdego z nas. Ze 100 konkretów nie zostało zbyt wiele. Nawet tak mocno akcentowane odpolitycznienie spółek skarbu państwa skończyło się, zanim się zaczęło. Najbardziej jaskrawym tego przykładem była afera w Lotto. Okazało się, że na kierowniczych stanowiskach zatrudniano tam działaczy koalicji 13 grudnia po kilkuminutowych rozmowach. W tym kumpla z boiska Donalda Tuska.

Donald I Szalony

Jeśli rozliczenie poprzedników i realizacja obietnic okazały się zbyt trudne, to trudno było się spodziewać, że sfera wizerunkowa rządu zadziała poprawnie. Sytuacje kryzysowe i nadzwyczajne w państwie to problem, ale też szansa na zbudowanie kilku procent w sondażach. Tusk próbował je zgarnąć przy okazji powodzi na południu Polski. Zorganizował przedstawienia na wzór putinowskich posiedzeń rządu. Po raz pierwszy w Polsce mogliśmy oglądać sztab kryzysowy w wersji reality show. Niestety, nominaci władzy w trakcie tych posiedzeń albo nie znali odpowiedzi na podstawowe pytania, albo prezentowali dane, które wzajemnie się wykluczały. Show zniknęło, gdy zrobiło się zbyt niebezpiecznie, bo memy wrzucane do sieci po posiedzeniach sztabu za bardzo ośmieszały niekompetencje władzy. Wisienką na torcie było oskarżanie przez Tuska bobrów jako sprawców wywołania powodzi.

Kryzys to kryzys, ale gdy ma się kontrolę nad kreowaniem przekazu, kampania wyborcza powinna być dla władzy jak bułka z masłem. Niedawno w Gliwicach odbyła się konwencja Rafała Trzaskowskiego. Tusk i jego ekipa wydali na ten event około 4 mln złotych. Efekt? Widzieliśmy Trzaskowskiego wykrzykującego mobilizacyjne hasła na tle pustych krzeseł. Żenujące opowieści o winach przetykane francuszczyzną. I… kota Jarosława Kaczyńskiego na portalu X, który przebił w mediach bizantyjskie show Koalicji Obywatelskiej. Zdecydowanym hitem jest jednak ostatnie oświadczenie Tuska o wciągnięciu TVN na listę spółek strategicznych. No bo przecież cała prawda całą dobę musi być zawsze, do końca świata i o jeden dzień dłużej prawdą liberalnego salonu. I on będzie chciał pilnować, komu ta liberalna stacja zostanie sprzedana. Tusk nie czytał chińskiego myśliciela Sun Tzu, który przestrzegał przed pójściem na bitwę z góry przegraną. TVN zmieni właściciela, a premier zostanie z tą akcją jak Himilsbach z angielskim. 

Szok przedsiębiorców, inwestorów zagranicznych i zwykłych obywateli po tym oświadczeniu był mrożący. Na korytarzach biurowców, w gabinetach i zwykłych domach zaczęto zadawać pytania o kondycję psychiczną szefa rządu. Po roku od przejęcia władzy przez Tuska pewne jest jedno.

Największym zagrożeniem dla jego rządów jest on sam. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że gdy opuści on swój stolec, z Polski mogą zostać zgliszcza. Do wyborów parlamentarnych szedł jak Mikołaj z workiem prezentów. Zapamiętany będzie jak Grinch.

 



Źródło: Gazeta Polska

Filip Rdesiński