Poseł Adrian Zandberg skrytykował rząd koalicji 13 grudnia w rok po tym, jak przejęła ona władzę. Wskazał priorytety, jakimi żyją obecnie Polacy - i nie są to "rozliczenia".
13 grudnia minął rok, odkąd Donald Tusk z koalicjantami przejął władzę. Program 100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów okazał się jednym, wielkim kłamstwem - spełniono jedynie kilka z nich. Zapowiadano za to "rozliczenia" - i tu również nie ma się czym pochwalić. Do aresztu wtrącono księdza i urzędniczki, a obecnie głównym celem Tuska stało się dopadnięcie Marcina Romanowskiego.
O "rozliczeniach" postanowił wspomnieć dziś poseł Adrian Zandberg. I nie zostawił suchej nitki na rządzącej koalicji.
Z rozliczeniami jest taki feler, że nowa władza ma na to zwykle rok. Ten rok minął. Platforma przeputała go na komisje śledcze, z których niewiele wynika oraz na ściganie pisowskich dziadków za to, że zerwali jakąś kartkę z wieńca nagrobnego. Ci, co pragnęli wielkich rozliczeń, czują się rozczarowani.
– napisał lewicowy poseł.
"W sumie trudno się dziwić. Reszta już ledwie słucha tej gadaniny, jak to już za chwileczkę, już za momencik wtrącą Kaczora do tiurmy" - dodał Zandberg.
- Parę miesięcy temu zdarzało mi się, że mnie pytali na ulicy: panie pośle, no to co z tymi rozliczeniami? Mówiłem uczciwie, żeby nie liczyli na wiele. Wtedy mi nie dowierzali. Teraz nawet nie pytają - zaznaczył.
Priorytety, jak wskazał polityk Partii Razem, powinny być gdzieś indziej. Jednoznacznie je także wskazał.
Bo ludzie już żyją czymś innym. Rosną kolejki do lekarza, rosną ceny w sklepie, rosną rachunki. Rozliczeniami człowiek się nie naje. Ale przede wszystkim: no ileż można tego słuchać?
– zapytał na koniec.