Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Piotr Wójcik,
20.06.2018 18:58

15 dziwnych pytań

Zaproponowane przez prezydenta pytania referendalne to zbiór przypadkowych i chaotycznych zagadnień, z których większość w ogóle nie powinna się znaleźć w konstytucji. Jest przynajmniej kilka ważnych pytań dotyczących ustroju, na które musimy sobie odpowiedzieć po 30 latach III RP. Niestety wśród propozycji prezydenta ich nie ma.

Stulecie odzyskania niepodległości to doprawdy doskonały moment na poważną debatę konstytucyjną. Tym bardziej że dotychczasowa praktyka polityczna pokazała, że obecna polska konstytucja jest pełna różnego rodzaju nieprzemyślanych rozwiązań. Niektóre organy mają zazębiające się uprawnienia, co prowadzi do sporów kompetencyjnych lub – w najlepszym razie – do przedłużających się negocjacji między nimi. Część przepisów jest niedoprecyzowana, co pozwala na interpretowanie ich w przeróżny sposób. Wiele z nich to zupełnie puste hasła, na które nikt nie zwraca uwagi – czego koronnym przykładem jest określenie naszego modelu ekonomicznego jako „społecznej gospodarki rynkowej”, choć nic z tego szczególnego nie wynika. W związku z tym referendum postulowane przez prezydenta Andrzeja Dudę mogłoby być ważnym wydarzeniem – w przeciwieństwie do kompromitującego referendum zorganizowanego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Niestety, opublikowane 15 propozycji pytań referendalnych w dosyć przykry sposób rozwiewa te nadzieje.

Wszystko i nic

Wątpliwości budzi już sama liczba zaproponowanych pytań. Tematyka konstytucyjna jest skomplikowana nawet dla tych, którzy zawodowo zajmują się sprawami publicznymi, a co dopiero dla osób, które na co dzień są pochłonięte pracą innego rodzaju – co nie znaczy, że mniej ważną. Jeśli debata miałaby być poważna, a wyniki referendum – znaczące, wyborcy powinni w miarę dokładnie przemyśleć swoje odpowiedzi. Trudno przypuszczać, że zrobią to w wypadku aż 15 pytań, wśród których niemal każde jest z innej parafii. Trudno też sobie wyobrazić porządną debatą publiczną w mediach na temat 15 konstytucyjnych zagadnień. Tak duża liczba tematów sprawia wrażenie, że referendum będzie o wszystkim, czyli o niczym, co nie zapewni mu frekwencji. Wyborcy powinni mieć określony obraz tego, w jakiej sprawie głosują. Oczy-wiście zaprezentowana lista jest wstępem do dyskusji, więc finalnie może być ona krótsza. Ale żeby referendum miało sens, powinno być zawężone do trzech najważniejszych i ogólnych pytań dotyczących ustroju, a trudno przypuszczać, by prezydent zdecydował się na koniec wykreślić z niego 80 proc. zagadnień.

Kolejnym problemem jest fakt, że przedstawione propozycje to zupełny miszmasz. Pytania sprawiają wrażenie kompletnie nieprzemyślanych, jakby pracownicy Kancelarii Prezydenta – zamiast dokonać ich selekcji – zwyczajnie je losowali. Niektóre z nich dotyczą tej samej kwestii, choć ubranej w nieco inne słowa. Przykładem mogą być chociażby pytania o wpisanie do konstytucji 500+ oraz wieku emerytalnego – w obu chodzi przecież o ochronę praw socjalnych wywalczonych przez społeczeństwo. Niestety z 15 propozycji nie wyłania się żaden obraz tego, czego w zasadzie prezydent chciałby się dowiedzieć. Mamy tu pytania niezwykle szczegółowe (zwiększenie ochrony ciężarnych kobiet, rozszerzenie kompetencji prezydenta w zakresie sił zbrojnych itd.), za to pominięto kluczowe pytania o ustrój – dotyczące modelu rządu, umocowania najważniejszych organów oraz sposobu ich wyboru. Trudno będzie wyciągnąć z wyników takiego referendum jakiekolwiek poważne wnioski.

Kanclerski czy prezydencki?

Jednak zarzutem największego kalibru jest to, że wśród zaproponowanych kwestii znalazły się takie, które nie powinny być regulowane konstytucją. Jak można pytać o zagwarantowanie w konstytucji naszego członkostwa w UE i NATO? Przecież organizacje międzynarodowe powstają, rozpadają się, zmieniają się nie do poznania, a nasz kraj w założeniu ma być na stałe. Propozycja wpisania do konstytucji bezpieczeństwa żywnościowego to już jest taki absurd, że ręce opadają. Nie chcę umniejszać wagi zagadnienia, to oczywiście ważna kwestia. Konstytucja jednak jest dokumentem określającym ustrój państwa, a bezpieczeństwo żywnościowe nie ma z nim nic wspólnego. Zupełnie nie rozumiem też, w jaki sposób można by konstytucyjnie zagwarantować ochronę pracy. Świetnie, że prezydent ma prospołeczne poglądy, podzielam je, ale regulacje chroniące pracę są z natury rzeczy bardzo szczegółowe. Wpisywanie ich do konstytucji zrobiłoby z niej dokument jeszcze mniej funkcjonalny niż obecnie.

Powtórzę: żeby referendum miało rzeczywiście sens, należałoby je zawęzić do trzech ogólnych pytań związanych z ustrojem, które dotyczyłyby naszego modelu demokracji. Przede wszystkim należałoby zapytać Polaków o jasne określenie charakteru naszej władzy wykonawczej. Czyli mówiąc w skrócie: czy chcemy systemu prezydenckiego, w którym głową państwa jest prezydent wybierany w bezpośrednich wyborach, czy – kanclerskiego, w którym głową państwa jest silny premier wybierany przez parlament. Obecnie prezydenta wybieramy w wyborach bezpośrednich, a więc ma on największy mandat spośród wszystkich urzędników państwowych. Jednak nie jest on szefem rządu – realnie większą władzę od niego sprawuje premier. Co więcej, prezydent ma kompetencje wspólne z innymi organami – chociażby z ministrem obrony narodowej (w zakresie zwierzchnictwa nad wojskiem) oraz z rządem i posłami (w zakresie inicjatywy ustawodawczej). Dodatkowo, choć ma niewielką sprawczość, może mnóstwo rzeczy stopować – np. wetować ustawy czy blokować kandydatury na różne stanowiska. To sprawia, że nasze państwo przestaje być sterowne. Dlatego według mnie najlepszy byłby system kanclerski, w którym bardzo silną pozycję ma premier.

Senat do lamusa

Kolejną kwestią, którą należałoby rozstrzygnąć, jest istnienie Senatu. Prawda jest taka, że w polskich warunkach jest on zupełnie niepotrzebny. Ma on sens w takich krajach jak Wielka Brytania, w której istnieje stara elita, ciesząca się powszechnym szacunkiem. W Polsce ciągłość społeczna została w dużej mierze zerwana – jesteśmy społeczeństwem postchłopskim, którego elity zostały wymordowane w ciągu kolejnych powstań i wojen. Nie mamy starych elit, do których mądrości moglibyśmy się odwołać i które mogłyby być stabilizatorem naszego ustroju. W zupełności wystarczy nam więc jedna izba parlamentarna. Tym bardziej że obecnie Senat wprowadza głównie za-męt – jego poprawki do ustaw często je zniekształcają, co nie zawsze potem da się odkręcić.

Możliwości tego, jak mogłoby brzmieć trzecie pytanie, jest wiele. Można zapytać, czy w ogóle Polacy widzą potrzebę zmiany konstytucji. Ważną kwestią jest też umocowanie Narodowego Banku Polskiego. Obecnie jest on niezwykle niezależny, przez co wpływ rządu na politykę pieniężną po wyborze szefa NBP jest już w zasadzie żaden. A przecież jest ona jedną z najważniejszych dziedzin polityki prowadzonej przez państwo. Pytanie mogłoby też dotyczyć ogólnej charakterystyki samorządu lub sądownictwa. Jest przynajmniej kilka ważnych pytań dotyczących ustroju, na które musimy sobie odpowiedzieć po 30 latach III RP. Niestety wśród propozycji prezydenta ich nie ma.

Reklama