Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Czy prof. Maksymowicz wynalazł „cudowny lek”? Dziennikarz śledczy specjalnie dla Niezalezna.pl

O eksperymentach medycznych prof. Maksymowicza piszę od ponad roku, jednak dotąd nie wzbudziły one zainteresowania ani polityków, ani mediów ogólnopolskich. Dopiero zawiadomienie prokuratury przez prezesa Pro life Mariusza Dzierżawskiego o „zabijaniu dzieci” wywołały wstrząs. Eksperymentować z komórkami zaczął prof. Maksymowicz, jako kierownik Kliniki Neurochirurgii i Neurologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, w 2013 roku - pisze specjalnie dla Niezalezna.pl, Adam Socha z olsztyńskiej „Debaty”, dziennikarz śledczy, który jako pierwszy pisał o kontrowersjach wokół działalności prof. Wojciecha Maksymowicza.

W mediach trwa burza w związku z oskarżeniem prof. Wojciecha Maksymowicza, posła Porozumienia o prowadzenie eksperymentów medycznych na żywych płodach ludzkich.

Reklama

Poseł stanowczo zaprzeczył, by dopuścił się tak „ohydnych czynów”. Twierdzi, że to odwet polityczny za oskarżanie ministra zdrowia o brak kompetencji w walce z epidemią, i na znak protestu opuścił klub PiS.

O eksperymentach medycznych prof. Maksymowicza piszę od ponad roku, jednak dotąd nie wzbudziły one zainteresowania ani polityków, ani mediów ogólnopolskich. Dopiero zawiadomienie prokuratury przez prezesa Pro life Mariusza Dzierżawskiego o „zabijaniu dzieci” wywołały wstrząs. Eksperymentować z komórkami zaczął prof. Maksymowicz, jako kierownik Kliniki Neurochirurgii i Neurologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, w 2013 roku.

Uniwersytet i prywatna spółka

Otrzymał wówczas prawie 10 mln zł dotacji na poszukiwanie leku na choroby neurodegeneracyjne, jak stwardnienie rozsiane czy straszną, śmiertelną chorobę stwardnienie zanikowe boczne (SLA). Eksperyment przeprowadzono najpierw na zwierzętach, a następnie do programu przyjęto około 200 pacjentów, głównie chorych na SLA. Już w 2017 roku prof. Maksymowicz ogłosił, że u 7 osób z grupy 11 pacjentów chorych na SLA odnotowano znacznie spowolnienie postępowania choroby! Podawano im komórki namnażane z ich własnego szpiku. Jednak do dzisiaj nie ukazała się żadne naukowo zweryfikowane potwierdzenie tego wyniku. 

Natomiast uczestnicząca w tych badaniach, jako kierownik Banku Komórek Macierzystych UWM, dr hab. Joanna Wojtkiewicz, zarazem pracownica Fundacji Regenerv (Maksymowicz był prezesem Fundacji Regenerv) zaprzeczyła, by terapia odniosła jakiekolwiek efekty. Napisała o tym artykuł naukowy, którego publikację prof. Maksymowicz zablokował. Gdy skończyły się pieniądze z grantu, eksperyment kontynuowano w powołanym prywatnym Instytucie Terapii Komórkowych sp z o.o., której prezesem został Paweł Kwiatkowski z Fundacji Ewy Błaszczyk; aktorka wspiera działania prof. Maksymowicza, licząc, że ten znajdzie środek na wybudzenia jej córki, która 23 lata temu zakrztusiła się tabletką i zapadła w śpiączkę).

Uniwersytet wydzierżawił spółce budynek na terenie Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego i objął w niej 10 proc. (prof. Maksymowicz był w tym czasie prorektorem ds Collegium Medicum UWM i cieszył się ogromnym autorytetem, jako współtwórca Wydziału Lekarskiego w Olsztynie). Pracę w ITK podjęli podwładni prof. Maksymowicza z Kliniki Neurochirurgii, dr Tomasz Siwek i lek. Med. Mariusz Sowa. Jego zastępca dr hab. Monika Barczewska została dyrektorką Instytutu, w zespole pracuje też syn prof. Maksymowicza, socjolog Stanisław Maksymowicz.

Straszna choroba

Mimo że jedno podanie preparatu kosztowało 18 tys zł, natychmiast zgłosili się chorzy na SLA. To nieuleczalna choroba neurologiczna, nie znamy jej przyczyny. 

Niszczy neurony, za pomocą których poruszamy częściami ciała, od nogi do powieki. 

Stopniowo prowadzi do całkowitego paraliżu i śmierci na skutek uduszenia. Zgon następuje w ciągu 2-5 lat. Wywiady w mediach z prof. Maksymowiczem na temat eksperymentu zrobiły swoje. Umierający chorzy i ich rodziny zapożyczały się, ogłaszały w Internecie zbiórki pieniędzy w nadziei, że terapia okaże się „cudownym lekiem”.

Czy "lek" pomaga?

„Lek” produkuje spółka niemiecka „Polski Bank Komórek Macierzystych SA” będąca częścią międzynarodowego koncernu Famicord Group. Preparat – komórki mezenchymalne z galarety Whartona - jest robiony ze sznurów pępowinowych noworodków ludzkich i sprzedawany do sieci prywatnych klinik w Krakowie, Lublinie, Częstochowie, Warszawie i Olsztynie. W Olsztynie PBKM jest właścicielem ITK. Kliniki te oferują komórki mezenchymalne jako „cudowny lek” na ponad 50 ciężkich chorób, od autyzmu dziecięcego, przez choroby oczu, ginekologiczne, ortopedyczne, kardiologiczne do neurodegeneracyjnych, a nawet na łysienie!

Prof. Maksymowicz jako ekspert PBKM pozytywnie zaopiniował ich projekt na stosowanie mezenchymalnych komórek, którego celem jest uzyskanie leku na SLA (jak podał w oświadczeniu majątkowym z sierpnia 2019 roku z tego tytułu otrzymał honorarium w wys. 42 tys. zł). Koncern otrzymał z Narodowego Centrum Badania i Rozwoju grant w wysokości 11 mln złotych.

Tymczasem prawdziwe komórki macierzyste pomagają tylko w 3 przypadkach, na białaczkę, regenerację skóry i na uszkodzenia rąbka rogówki oka.

"Oferowane zabiegi nie mają efektu"

Prof. Wojtkiewicz odmówiła przyjmowania preparatu przez kierowany przez nią Bank Komórek na UWM i przygotowywania go do podania komercyjnego w ITK. Jej obiekcje potwierdził Komitet Biotechnologii PAN, który we wrześniu 2019 roku wystosował do Ministra Zdrowia protest przeciwko oferowaniu chorym przez prywatne kliniki odpłatnie „cudownego leku”.  Czytamy w nim, iż „oferowane zabiegi, w szczególności z zastosowaniem komórek określanych arbitralnie jako macierzyste np. komórki z galarety Whartona sznura pępowinowego, komórki izolowane z tłuszczu, czy też zastosowanie komórek krwi pępowinowej w chorobach niehematologicznych, nie mają potwierdzonego efektu terapeutycznego i ponadto mogą być niebezpieczne dla pacjentów. Tym samym nie ma podstaw oferowania takich usług odpłatnie”. 

Protest poparła prof. Wojtkiewicz, publikując oświadczenie (26.11.2019r.): 

„Oświadczam, że opracowane wyniki i prace przygotowywane do publikacji w Katedrze Neurologii i Neurochirurgii we współpracy z Katedrą Patofizjologii UWM w Olsztynie w sposób jednoznaczny pokazały, że terapia z zastosowaniem komórek macierzystych izolowanych ze sznura pępowinowego, jak również z opuszki węchowej nie przyniosła zakładanych efektów terapeutycznych, a publikacja tych wyników została zablokowana przez Kierownika Katedry Neurologii i Neurochirurgii. Przyczyną nieujawnienia wyników prac może być fakt, że na terenie tego samego kampusu działa prywatny Instytut Terapii Komórkowych S.A., w którym zatrudnieni są ci sami Pracownicy Katedry. Jako członek społeczności akademickiej czuję się w obowiązku zwrócić uwagę Pracowników Uczelni na te działania. Pacjenci mogą nabrać mylnego przekonania, że Uczelnia firmuje prywatnej spółce oferowanie za 54 000 złotych trzech podań tak zwanego „produktu zaawansowanej terapii komórkowej”, a w rzeczywistości sprzedawanie złudnej nadziei ludziom często nieuleczalnie chorym. Wszyscy Pacjenci zasługują na rzetelną, popartą badaniami opublikowanymi w renomowanych czasopismach aktualną wiedzę na temat zastosowania komórek”.

Złamana kariera

Złamało to jej karierę naukową i zawodową. Straciła stanowiska kierownicze, a prof. Maksymowicz zastopował jej przewód profesorski. W tym momencie ta sprawa dotarła do mnie, dziennikarza obywatelskiego pisma „Debata”. 

Zwróciłem się do prof. Maksymowicza i do prezesa spółki ITK o dowody, że ta terapia działa. Prosiłem o przedstawienie chociaż jednego pacjentka, któremu komórki mezenchymalne przynajmniej zatrzymały rozwój SLA. Nie odpowiedzieli.  

Sam znalazłem 5 chorych kobiet na SM, które uczestniczyły w eksperymencie darmowym, w klinice prof. Maksymowicza. U wszystkich pań terapia nic nie dała, choroba się rozwinęła i przykuła do łóżek. Dodatkowo cierpiały po każdym podaniu do rdzenia kręgowego preparatu. Jedna kobieta straciła przytomność po podaniu i zmarła w hospicjum.

"Trzeba przyjąć więcej podań"

Dotarłem też do kilku rodzin chorych, którzy skorzystali z usług ITK. Odnalazłem ich na portalach, na których chorzy zbierają pieniądze na leczenie. Jest tam mnóstwo takich apeli. Zbierają na „komórki” w ITK kwoty od 50 do 100 tys zł. Rozmawiałem m.in.  z Mirosławem Jakubielem z Kielc, który wpłacił spółce około 80 tys złotych, by ratować żonę Joannę. Terapia nic nie dała. Gdy rozmawialiśmy w czerwcu 2020 roku, jego żona była już całkowicie sparaliżowana i żyła tylko dzięki respiratorowi. 

Tak jak i Irena Czarnota z województwa pomorskiego, nauczycielka. Za nią rodzina wpłaciła spółce 50 tys złotych. Nadzieję w terapii spółki ITK pokładali też Teresa Kosmacz, Grażyna Andrzejewska i Michał Łuczak. Zapłacili i dzisiaj, albo są „roślinkami”, albo już nie żyją. Gdy po kolejnym podaniu mówili, że „komórki” nie działają”, to słyszeli od lekarzy: „trzeba przyjąć więcej podań”. 

We wrześniu 2020 roku straszną diagnozę usłyszała Małgorzata Z. z Olsztyna. 

Jakieś "cuda na kiju"

Jeszcze w sierpniu prowadziła auto, a miesiąc później pojawiły się pierwsze symptomy choroby, upadki, wypadanie kubka z dłoni. Ordynator neurologii w Szpitalu Wojewódzkim w Olsztynie nie miał wątpliwości: SLA. Wypisał Małgorzatę i powiedział, że na tę chorobę nie ma żadnego leku. - W takiej sytuacji człowiek chwyta się rozpaczliwie każdej iskierki nadziei – tłumaczył mi jej mąż Stefan Z., z którym rozmawiałem w marcu 2021 roku. Dodawał:

- My chwyciliśmy się oferty ITK. Byliśmy przekonani, że stoi za tym uniwersytet, bo budynek mieści się na terenie szpitala uniwersyteckiego. W sumie zapłaciliśmy 49 tys złotych za 3 podania na przełomie 2020 i 2021 roku.

Dzisiaj Małgorzata jest sparaliżowana i przy życiu jest podtrzymywana przez respirator. Tracheotomię wykonano jej w klinice prof. Maksymowicza. - Profesor dwukrotnie oglądał Małgosię i widział w jakim jest stanie po terapii komórkowej – Ostatnio w mediach regionalnych i w tygodniku „Niedzieli” ukazał się apel o datki na leczenie ks. Andrzeja Preussa, proboszcz parafii WNMP w Szczytnie, u którego zdiagnozowano SLA. Kwotę 600 tys zł na leczenie w ITK (taką kwotę podał im dr T. Siwek pracujący w ITK i klinice prof. Maksymowicza) parafianie zebrali błyskawicznie, bo to wyjątkowy duszpasterz

Na szczęście, ostatecznie ksiądz nie podpisał umowy ze spółką ITK – powiedział mi o tym 31 marca. Gdy otrzymał umowę, skonsultował ją z prawnikami. Ci powiedzieli, że to dziwna umowa, bo spółka nie bierze na siebie żadnej odpowiedzialności za skutki terapii. Inni lekarze neurolodzy, do których ksiądz się zwrócił, powiedzieli, że nie ma leku na tę chorobę. Gdy ksiądz zapytał ich o „terapię komórkową”, usłyszał: „Niech księdza ręka boska broni, to są jakieś cuda na kiju”. 

Żądają pieniędzy od chorego księdza

Podczas pobytu w zakładzie dla chorych na SLA i SM w Bornem Sulinowie poznał chorych, którzy byli klientami ITK. Powiedzieli księdzu, że terapia komórkowa nic im nie pomogła, przeciwnie, mieli tylko powikłania, m.in. bóle głowy, zaniki wzroku. 

„Nie spotkałem do dzisiaj nikogo, komu by ta terapia pomogła” – powiedział mi ks. Andrzej. Mimo że nie podpisał umowy, spółka ITK żąda od niego wpłaty 70 tys zł.

„Próbuję się z tej terapii wycofać, ale mam pewien kłopot, bo teraz ten Instytut mówi, że komórki zostały zamówione pod te moje zabiegi w tym roku, w związku z tym powinienem zapłacić 70 tys złotych"

– mówi ks. Andrzej. Dodaje: "Straszą sądem”.

Pytania bez odpowiedzi

Wysłałem pytania do prezesa ITK Pawła Kwiatkowskiego i dra Tomasza Siwka, na jakiej podstawie żądają tych pieniędzy od księdza i za co miał zapłacić 600 tys zł. Dr Siwek nie odpowiedział, a Prezes ITK odpisał: „obowiązuje nas ochrona danych osobowych pacjentów i zachowanie poufności danych medycznych”. 

Negatywne stanowisko w sprawie oferowania komórek mezenchymalnych zajął Związek Europejskich Akademii Nauk (EASAC, zrzesza 28 akademii , w tym PAN) i Federacja Europejskich Akademii Medycznych (FEAM), ogłaszając Raport, w którym czytamy:

„Jednak dotąd jej skuteczność (terapii komórkowej) potwierdzono w niewielu przypadkach. Mimo to prywatne kliniki – kierując się chęcią zysku – oferują terapie komórkowe i genowe o niesprawdzonym działaniu. Takie nieetyczne praktyki niosą ryzyko dla pacjentów”.

Ostrzeżenie wystosował też Komitet ds. Terapii Zaawansowanych (CAT) Europejskiej Agencji Leków (EMA):

"Z uwagi na ogromy wzrost liczby terapii komórkowych reklamowanych jako leki stosowane w leczeniu wielu poważnych schorzeń, w tym nowotworów, chorób sercowo-naczyniowych, autyzmu, porażenia mózgowego, dystrofii mięśniowej i utraty wzroku, CAT ostrzega przed stosowaniem niepotwierdzonych terapii. Terapie takie mogą być nieskuteczne, zwiększać ryzyko poważnych działań niepożądanych, w tym infekcji, niepożądanych reakcji immunologicznych, powstawania nowotworów, utraty wzroku, krwotoków mózgowych, a nawet prowadzić do śmierci".

Reakcja Ministerstwa Zdrowia

Wysłałem też pytanie do ministra zdrowia Adama Niedzielskiego:

"Czy znane są resortowi zdrowia jakieś wyniki klinicznych badań naukowych potwierdzających skuteczność stosowania komórek mezenchymalnych, powstrzymujących rozwój SLA lub innego leku, w Polsce lub na świecie? Jeśli tak, to proszę o podanie prac na ten temat".

Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało:

"Na podstawie opinii Konsultanta krajowego w dziedzinie neurologii – prof. dr hab. n. med. Agnieszki Słowik, obecnie nie ma w Polsce i na świecie zarejestrowanego leku, który leczy stwardnienie boczne zanikowe. Nie ma też żadnych wiarygodnych danych dokumentujących skuteczność mezenchymalnych komórek macierzystych w tym (konkretnym) wskazaniu. Są dostępne dwie terapie, które tylko w nieznacznym stopniu modyfikują przebieg naturalny choroby: riluzole i edavarone".

W 2019 roku prof. Wojciech Maksymowicz ogłosił w licznych wywiadach w mediach że chce zastosować, jako pierwszy na świecie, wykorzystanie komórek macierzystych z rdzenia kręgowego i mózgowia zmarłych płodów ludzkich po samoistnych poronieniach dla ich implantacji do mózgu, chorych w śpiączce po ciężkich uszkodzeniach mózgu oraz na SLA. Wysłałem pytania do profesora o wyniki tego eksperymentu. Nie otrzymałem odpowiedzi. 

Naukowcy negatywnie o "terapiach"

Gdy prof. Maksymowicz został wiceministrem nauki, akurat wybuchła epidemia Covid-19. W marcu 2020 roku ogłosił, że komórki mezenchymalne zostaną zastosowane do leczenia chorych z ciężką niewydolnością płuc. 

Protest na ręce wicepremiera Jarosława Gowina i ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego wystosowali Komitet Biotechnologii, Polskie Towarzystwo Immunologii Klinicznej i Doświadczalnej, Komitet Immunologii i Etiologii Zakażeń PAN. Negatywną opinię na temat stosowania komórek mezenchymalnych u chorych na Covid-19 wydały również dwa prestiżowe towarzystwa naukowe: International Society for Stem Cell Research oraz International Society for Cell & Gene Therapy. Jeden z sygnatariuszy protestu, prof. Józef Dulak, kierownik Zakładu Biotechnologii Medycznej na Wydziale Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii UJ, zajmujący się komórkami macierzystymi, został pozwany przez koncern PBKM do sądu za naruszenie dóbr osobistych. Jeszcze nie ogłoszono wokandy. 

Oferowanie śmiertelnie chorym ludziom przez prywatne kliniki niepotwierdzonych terapii umożliwiają luki w prawie. Ustawa o zawodzie lekarza i lekarza dentysty pozwala lekarzom na stosowanie eksperymentu leczniczego, gdy inne dostępne terapie nie działają, na zasadzie wyjątku szpitalnego, po otrzymaniu zgody Komisji Bioetycznej. Jak pokazuje praktyka, zdarza się, że Komisje „przyklepują” wnioski lekarzy. W Komisji UWM w Olsztynie zasiada lek. Med. Mariusz Sowa, zarówno pracownik ITK, jak i kliniki prof. Maksymowicza. 

Kres tym praktykom mógł położyć zapis w ustawie zakazujący pobierania pieniędzy od chorych za udział w eksperymencie i taki zapis (art 23b ust.3) pojawił się w noweli ustawy zgłoszonej przez resort zdrowia, jednakże podczas procedowania w sejmie został skreślony na posiedzeniu podkomisji komisji zdrowia 25 lutego 2020 roku na wniosek przewodniczącego Bolesława Piechy (PiS). Poseł powołał się na „interes pacjentów”.

Prof. Irving Weissmana (Stanford University), jeden z twórców współczesnej hematologii, poproszony o ocenę proponowanych terapii z komórek mezenchymalnych, bez dowodów klinicznych, jako cudownych terapii na wszelkie możliwe choroby, powiedział:

„Jeżeli ktoś mówi ci, że ma terapie oparte na komórkach mezenchymalnych, które działają w tej lub w innej chorobie i wystarczy tylko je wstrzyknąć – nie wierz mu…”. 

O sprawie będzie można przeczytać w najbliższym, środowym wydaniu tygodnika "Gazeta Polska"

Tygodnik dostępny jest w wygodnej prenumeracie cyfrowej. Szczegóły dotyczące prenumeraty w czasie kwarantanny można znaleźć na stronie https://prenumerata.swsmedia.pl/ oraz pod numerem telefonu 605 900 002 lub 501 678 819

 

Reklama