- W piątek 27 czerwca 2025 r. Sąd Najwyższy wydał dwa postanowienia, w których pozostawił bez dalszego biegu dwa protesty wyborcze wraz z wieloma tysiącami innych identycznych protestów, które zostały połączone do wspólnego rozpoznania - przekazał w sobotę wieczorem SN. Rozstrzygnięcie z jednej strony ostudziło komentatorów, miękko sugerujących do tej pory, że miało dojść do rzekomego fałszerstwa wyborczego; z drugiej zaś rozwścieczyło tych, którzy wciąż propagują mit skradzionych wyborów.
I tak ofiarą Adama Mazguły padł Jacek Nizinkiewicz. Gdy dziennikarz Rzeczpospolitej wprost przyznał na antenie TVN24, że „błędy nie świadczą o istnieniu zorganizowanego fałszerstwa”, został zaatakowany.
„Właśnie słucham, że nie było zamachu na wybory. Ta podróbka dziennikarza nie wie o organizacji wyborczej Czarnka, o aplikacji Mateckiego, o systemie zamiany wyników, o systemie fałszywych, bo jednorodnych komisji, o systemie tworzenia nieważnych głosów wg wytycznych PiS… Wybitny dureń na usługach draństwa” - napisał Mazguła.
Z obu zakpił poseł PiS Paweł Jabłoński. „Już nawet Jacek Nizinkiewicz wycofał się z opowieści o przeliczaniu głosów – został więc „podróbką dziennikarza” i „durniem na usługach draństwa” - pisze na X.
Wskazuje, że – obok Mazguły – w roli głównej dalej pozostaje Tomasz Lis. „Ale ekipę zmontowali” - podsumowuje.
Co tu się dzieje...
— 🇵🇱 Paweł Jabłoński (@paweljablonski_) June 29, 2025
Już nawet @JNizinkiewicz wycofał się z opowieści o przeliczaniu głosów – został więc „podróbką dziennikarza” i „durniem na usługach draństwa”
W rolach głównych @lis_tomasz i @amazgula (trep, który wychwalał stan wojenny Jaruzelskiego)
Ale ekipę zmontowali!🍿 pic.twitter.com/wj6TJGwvUC