„Hegel powiada gdzieś, że wszystkie historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa” – to chyba jedyna myśl Karola Marksa, którą szczerze lubi cytować także prawica. Bon mot autora „Kapitału” przypomniał mi się, gdy spojrzałem na wspólne zdjęcie Lecha Wałęsy i Mateusza Kijowskiego, zrobione przy okazji 75. urodzin byłego prezydenta.
Oto kilkadziesiąt lat po karnawale Solidarności Lech Wałęsa (owszem, z dość kwaśną miną) ściska rękę politycznego szarlatana. To, że zdesperowana totalna opozycja zrobiła z Kijowskiego swojego lidera, a później cichcem musiała go spychać z pierwszego szeregu, mówi o niej więcej niż setki sążnistych analiz. Jak widać, jednak pan Mateusz, mniej udana wersja Nikodema Dyzmy, z opozycyjnych salonów łatwo wygonić się nie daje. I wciąż po swojemu dzielnie nadstawia pierś za polską plutokrację. Przepraszam, za demokrację. Taką na miarę zdjęcia z Wałęsą.