W warunkach debaty szeroka publiczność ma bowiem okazję zobaczyć to, co na co dzień widzą głownie internauci, śledzący politykę bardzo intensywnie, lecz zamknięci w swoich bańkach informacyjnych. Również tych bardzo szerokich, obejmujących całe grupy przekonanych. I pewnych, że to, co jest dla nich oczywiste, wiedzą wszyscy. Otóż – nie wiedzą. I gdy odbiorcy konserwatywnych kanałów czy kont na twitterze od dawna widzą, że Rafał Trzaskowski ma spore problemy ze swoją kampanią: jest przemęczony, nieprzekonany do tego, co robi, czasem ulega dość zaskakującym emocjom, niezbyt panując nad ekspresją, że jest po prostu zagubiony i na swój sposób osamotniony, reszta wcale nie musi tego widzieć. Wiele z tych problemów zobaczyła jednak w Końskich, co więcej, zapewne też dotarły do niej przynajmniej szczątkowe informacje o związanym z tą konkretną debatą skandalu. Co więcej, nie widząc Trzaskowskiego na obu debatach republiki, zobaczyła innych kandydatów. Prezentujących różne poglądy i różne wartości, mniej lub bardziej merytorycznych, ale mających jedną cechę wspólną: niebędących Rafałem Trzaskowskim. Tymczasem wielu „zwykłych ludzi” mogło dotąd żyć w przekonaniu, że mamy w tych wyborach jednego poważnego kandydata, na którego głosują wszyscy. Teraz wiedzą, że nie są skazani na brak wyboru, Z drugiej strony Karol Nawrocki daje się poznać coraz lepiej i od coraz lepszej strony, jako człowiek zarazem wyważony, jak w niektórych sprawach radykalny; spokojny, a zarazem konkretny i stanowczy. I przekonuje do siebie swój naturalny elektorat, czyli wyborców prawicy, lecz również zdobywa przyszłe głosy, te, które padną na niego w drugiej turze. Zyski z debaty zdyskontował w środowy wieczór naprawdę mocnym i ciekawym wywiadem w Kanale Zero, w którym pokazał się jako kandydat spokojny, merytoryczny, ale też potrafiący znaleźć wspólny język z wyluzowanym Stanowskim. Również wtedy, gdy trzeba było bronić własnych poglądów w sytuacji różnicy zdań. Pozostali kandydaci też raczej zyskują, niż tracą, mogąc pokazać się wyborcom, nie zawsze kojarzącym nie tylko różnice miedzy nimi, lecz nawet ich nazwiska. Wreszcie bardzo zyskała Telewizja Republika, zarówno zdolnością do szybkiego działania (organizacja własnej debaty w Końskich) jak i obiektywnym zorganizowaniem spotkań, udzieleniem głosu przedstawicielom wszystkich opcji, z przedstawicielami lewicy czy nawet koalicji rządzącej włącznie. A TVP skompromitowała się doszczętnie, równocześnie obciążając i siebie, i swoich politycznych mocodawców.
Wygrani, przegrani i skompromitowani
Niektórzy upatrują w niedawnej serii debat przełomu, który odwraca trendy przed wyborami prezydenckimi. Inni studzą ten komentatorski zapał, mówiąc, że debaty nie zmieniają niczego. Nowe sondaże zdają się potwierdzać raczej pierwszą wersję, choć i na to pojawia się kontrargument, że po prostu mamy do czynienia z typową dla naszych badaczy korektą, urealnieniem wyników w miarę zbliżania się wyborów. Jednak niezależnie od tego, kto ma w tym sporze rację, debaty telewizyjne zmieniły całkiem sporo, jeśli chodzi o świadomość wyborców, a to może być wstępem do faktycznej zmiany.