Z tego powodu rozpisane na nowo wybory miały tak strategiczne znaczenie. Ogłoszone po kilku godzinach oficjalne wyniki głosowania potwierdziły to, co pokazywały sondaże – lider prawicowego ugrupowania AUR George Simion wygrał I turę. Wygrał zdecydowanie, zdobywając blisko 4 mln głosów, co przełożyło się na 40,9 proc. głosów. To blisko dwa razy tyle niż burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan, z którym zmierzy się ponownie 18 maja. Simion wygrał bitwę, a za niecałe dwa tygodnie stanie przed szansą wygrania wojny. Jest zdecydowanym faworytem. Widać bowiem, że prawicowy elektorat w Rumunii mocno się zmobilizował, by wesprzeć swojego lidera i nie dać powodu do malwersacji wyborczych, które mogą pojawić się przy zbliżonych wynikach. Weźmy przykład z Rumunów i tłumnie ruszajmy na zbliżające się wielkimi krokami wybory prezydenckie.
Wygrana bitwa
Nie ma przesady w stwierdzeniu, że niedzielne wybory prezydenckie w Rumunii obserwowała cała Europa. Anulowany plebiscyt z jesieni ub.r., zarzuty wobec jego zwycięzcy Călina Georgescu i późniejsze niedopuszczenie go do ponownego startu wywołały potężny kryzys polityczny i demokracji w Rumunii.