I dopięli swego – przez ich działania organizacja wyborów w konstytucyjnym terminie okazała się niemożliwa. Tym samym owi marzący o stosowaniu środków nadzwyczajnych „demokraci” przeprowadzili niemal skuteczny zamach na najważniejszą instytucję demokratycznego państwa – wybory. Gdy jednak Zjednoczona Prawica zamiast stanu wyjątkowego zaproponowała zupełnie niewyjątkową, ale za to konstytucyjną procedurę, znów się zaczęło, a niezawodna opozycja dokonała zwrotu o 180 stopni i ze łzami w oczach zaczęła krzyczeć, że teraz to już jednak chce te wybory w maju. Tak nie będzie. Stanowisko Państwowej Komisji Wyborczej jest jasne – marszałek Sejmu ma 14 dni od publikacji uchwały PKW na ogłoszenie nowego terminu wyborów przypadającego w ciągu 60 dni od dnia ich zarządzenia. Ciekawe, o co teraz będzie wrzawę wszczynać opozycja? Bo pewne jest, że jakiś powód sobie znajdzie.
Wyborczy fikołek opozycji
Jeszcze tydzień temu opozycja zgodnie grzmiała, że wybory prezydenckie nie mogą się odbyć 10 maja. Wszelkimi sposobami, za nic mając Konstytucję RP, próbowała je zablokować. Opozycyjni samorządowcy ogłosili ich bojkot, a Senat pod przewodnictwem marszałka Grodzkiego przeprowadził absolutną obstrukcję procesu legislacyjnego.