To bezpieczeństwo kosztowało, bo taka forma gospodarowania nie tworzy milionerów. Tworzy za to ludzi szczęśliwych. Na naszych oczach ten świat się rozpadł. Rodzinne gospodarstwa przejęło wysokotowarowe rolnictwo – uzależnione od nawozów (czyli cen gazu), paliwa (czyli cen ropy) i maszyn (czyli cen prądu). Ogromne gospodarstwa produkujące głównie na eksport dziś są w kłopotach, bo wojna zaburzy rynki zbytu. Już jest problem z nawozami.
Jako państwo za chwilę znajdziemy się w trudnej sytuacji, bo przywykliśmy, że wszystko jest, i stan taki wydawał się niezmienny. Rolnicy śmiali się na uwagi o zagrożeniach związanych z ogromnymi fermami. Teraz jednak sabotaż gospodarczy to może być nasz chleb powszedni. Nie sądzę, by skończyło się konstruktywnymi wnioskami. Za dużo tam biznesów do zrobienia, by ktoś myślał o bezpieczeństwie.