W kontekście rocznicy pojawił się temat odszkodowań dla Polski. Zdaje się jednak, że przyjaźń z Niemcami trochę przesłania Francuzom odpowiednie widzenie sprawy.
Reparacje wojenne – zasadne czy nie
Thomas Giraudeau z publicznego Radia France pisze, że pomimo przeprosin ze strony Niemiec Polacy nadal domagają się zadośćuczynienia za II wojnę światową. Autor podkreśla, że prezydent Niemiec przeprosił ofiary niemieckiej agresji w 1939 r. podczas uroczystości w Wieluniu, chociaż nie odniósł się do kwestii roszczeń wojennych („80 lat po wybuchu II wojny światowej niemiecki prezydent Frank-Walter Steinmeier przeprosił w niedzielę 1 września polskie ofiary nazistowskiej agresji”).
Jest tu przedstawiona zasadność takich roszczeń: „w czasie wojny kraj ten stracił 17 proc. ludności, czyli 6 mln ludzi, w tym 3 mln Żydów. Wioski zostały wymazane z mapy”. Jednak Giraudeau dodaje, że „trzykrotnie w okresie PRL Polska zrezygnowała z żądania rekompensaty finansowej, ale teraz Warszawa podnosi tę kwestię”.
Ton wypowiedzi sugeruje roszczeniowość Polaków popartą przykładami wypowiedzi niektórych z nich. Reportażysta Radia France twierdzi, że „obecny rząd domaga się już od swojego sąsiada ponad 800 mld euro za szkody związane z II wojną światową”.
Polacy są rusofobami
Taka teza została postawiona w kolejnym donosie Radia France, zresztą tego samego wysłannika do Polski. Giraudeau zajmuje się związkiem między brakiem zaproszenia dla Putina a „udręką życia Polaków osiedlonych na granicy z Rosją”. Poza tym w opinii dziennikarza nie dość, że jesteśmy pazerni i łasi na niemieckie pieniądze, to podobno wnosimy jeszcze do UE zapach zimnej wojny.
„Polska upamiętnia początek II wojny światowej w 1939 r., ale stosunki między Polską a Rosją są nadal napięte, a przywódca Kremla nie został zaproszony na obchody” – tak zaczyna się reportaż z Polski France Info. Rozgłośnia przypomina, że 1 września w Polsce wśród 40 delegacji brakuje dwóch osób. Są to prezydent USA Donald Trump, który w ostatniej chwili odwołał swoją wizytę z powodu zbliżania się huraganu „Dorian” do wybrzeży Florydy, i Władimir Putin, przywódca Kremla, który nie został zaproszony przez polskie władze, bo „relacje dyplomatyczne między tymi dwoma krajami są bardzo napięte, a wielu Polaków boi się rosyjskiego sąsiada”.
Reportaż przenosi słuchacza do Braniewa, pod granicę z obwodem kaliningradzkim, gdzie podobno „18 tys. ludzi ma w tyle głowy poczucie zagrożenia”. Mieszkanka Braniewa, Teresa, mówi: „Rodzice zawsze mówili mi, że po Rosjanach można spodziewać się wszystkiego”. A jej rodzice, którzy przeżyli obie wojny światowe, bali się Rosjan bardziej niż Niemców. Inny mieszkaniec – Jan – ma synową z Kaliningradu, ale nie rozmawia z nią o polityce, bo ta chwali Putina. Takie wypowiedzi interlokutorów francuskiego dziennikarza to podobno skutek propagandy polskich mediów i TV publicznej, które piszą, że Putin jest „nieprzewidywalny, niebezpieczny, groźny”. Francuski odbiorca, który widzi tylko sympatycznego Putina, np. na spotkaniu z Macronem w Forcie Brégançon, ma prawo uważać nas dodatkowo za zaślepionych rusofobów.
„Polska telewizja publiczna, która jest w rękach władz, przekazuje niepochlebny obraz Władimira Putina i armii rosyjskiej”. Na poparcie tej tezy cytuje „zmartwioną”, niejaką Beatę: „To prawda, że kiedy oglądasz telewizję, wiadomości są przerażające”. Dalej jest jeszcze o „zapachu zimnej wojny”. „Żołnierze NATO są niedaleko, a polski garnizon wciąż stacjonuje w Braniewie”. Pewien żołnierz ma uspokajać miejscowego sprzedawcę owoców i warzyw: „Jeśli nasz rząd nie wywoła wojny, normalnie nic się nie wydarzy”. I jeszcze jeden cytat: „Niezależnie od tego, czy jest to prowokacja, czy prosta strategia obrony, polscy ultrakonserwatyści starają się być jak najbliżej swojego głównego sojusznika (Amerykanów – przyp. aut.)”.
Tak opisują nas francuskie media publiczne i tylko nie wiadomo, czy płaci im Macron, czy może już bezpośrednio Putin.
Gdzieś wyparowali Niemcy
Duży francuski dziennik „Ouest France” pisze o rocznicy wybuchu II wojny światowej i ani razu nie używa terminu „Niemcy”. To spora sztuka. Artykuł zaczyna się od przypomnienia czytelnikom, że w tym roku przypada nie tylko historyczna rocznica wyzwolenia Francji, ale i 80. rocznica wybuchu wojny: „80 lat temu wybuchła II wojna światowa. Najgroźniejsza wojna w historii: spowodowała dziesiątki milionów ofiar. Wojna sprowokowana przez szaloną nazistowską ideologię prowadzącą do najgorszych zbrodni: eksterminacji Żydów i deportacji, »naukowych« eksperymentów na ludziach...”.
W sprawie genezy wojny: „W obliczu narastającej nazistowskiej agresji pacyfistyczne demokracje nie miały odpowiedniej odwagi. Porozumienie monachijskie z września 1938 r. było »tchórzliwą ulgą«: Wielka Brytania i Francja porzuciły Czechosłowację, a Hitler zaanektował region Sudetów”. Dalej jest o tym, że 1 września 1939 r. Niemcy zaatakowały Polskę i chociaż 3 września Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę (ale ich wojska nie podjęły żadnej akcji wojskowej), Polska musiała zmierzyć się sama z „agresją nazistowskiego totalitaryzmu”. Jest to cytat z tekstu zamieszczonego przez... ambasadę RP w Kanadzie, co zaznaczono w tekście. Widać, że dziennikarz musiał się sporo naszukać, by nie użyć terminu „agresja Niemiec” i zastąpić go „agresją nazistowskiego totalitaryzmu”. Wyjątkowi spryciarze ci Francuzi. Dalej jest zresztą podobnie: „Atak na Polskę był także wynikiem sojuszu nazistowskiego i sowieckiego totalitaryzmu. Potajemnie uzgodniono podział Europy 23 sierpnia 1939 r., podpisując pakt Ribbentrop-Mołotow. Dlatego wojska sowieckie zaatakowały wschodnią Polskę 17 września!”. Niby wszystko się zgadza. Jest nawet o tym, że „podczas porozumień jałtańskich na Krymie demokracje uległy Stalinowi, zwycięzcy nazizmu – na froncie rosyjskim, a Europa ponownie się podzieliła. Narody Europy Środkowej i Wschodniej po raz kolejny doświadczyły totalitarnego szaleństwa: eksterminacji, masowych deportacji, transferów ludności...”.
Ostrzeżenie dla Macrona
Ciekawa jest też końcówka. Ludy naszej części Europy w końcu „wybrały wolność”, a „ten wybór wymaga poszanowania porządku międzynarodowego opartego na prawie, a nie na sile. Dlatego też należy zachować najwyższą czujność wobec tych, którzy ją lekceważą. Europejczycy muszą być zjednoczeni i nadal wspierać ludzi, którzy dążą do wolności, jak w Hongkongu. Muszą również pozostać wierni zasadom, kwestionując aneksję Krymu. (…) W czasach, gdy Francja chce »przemyśleć« swój związek z Rosją, ważne jest, aby pamiętać, że przenikliwość i odwaga są narzędziami pokoju”. Prawie jak Aleksandra Dulkiewicz, z tym, że znalazło się i ostrzeżenie dla Macrona przed jego rusofilskimi zapędami.
Jak na francuską gazetę całkiem przyzwoicie, zwłaszcza że postmarksistowska historiografia, zarazem sympatyzująca z Sowietami, ma się nad Sekwaną wyjątkowo dobrze. Nawet nie wszystko zostało tu przepuszczone przez pryzmat wszechobecnej w opisywaniu II wojny światowej we Francji Szoah. Jest za to i Jałta, i sowiecka okupacja, i 17 września, a nawet upomnienie Macrona przed rusofilią. Tylko Niemcy zniknęli…