Miewałem chwile zwątpienia. Wydawało się, że może Trump puścił w niepamięć Tuskowi oskarżenia o prorosyjskość. W końcu na CPAC brylował Radosław Sikorski, a dostęp do słynnego, uderzającego w obecny rząd raportu Hudson Institute nagle ograniczono. Merz też zdawał się zapomnieć, że Tusk to człowiek Angeli Merkel – jego politycznej rywalki. Ale ostatnie tygodnie pokazały, że miałem w październiku 2024 r. rację. Tusk nie ma już poparcia na Zachodzie. Merz atakuje go z ledwo skrywaną niechęcią – było to widać w Kijowie, do którego dotarli osobnymi pociągami. Trump zaś postanowił rozliczyć polskiego premiera, otwarcie popierając Karola Nawrockiego – i nie zamierza się z tym kryć. Co więcej, koncern Meta sugeruje, że jeśli ktoś nielegalnie ingeruje w wybory, to na korzyść Rafała Trzaskowskiego, zaś grupa amerykańskich senatorów skarży w UE działania polskiego rządu na rynku mediów. Nie ma przypadków, są tylko znaki.
Tusk przegra
Prawie rok temu postawiłem w „Codziennej” tezę: jeśli Donald Trump wróci do Białego Domu, a Friedrich Merz zostanie kanclerzem Niemiec, to w Polsce nie wygra kandydat KO na prezydenta. Gdy zaś Donald Tusk – a raczej jego zastępca – przegra, koalicja się rozpadnie i dojdzie do wcześniejszych wyborów.