Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama

Te cholerne drony!

Pisałem wielokrotnie, że dla uważnego obserwatora wydarzenia polityczne nie zachodzą oddzielnie, ale zawsze mają na siebie wzajemny wpływ, wynikają ze związków głębszych, niż widzą i opisują zapatrzeni w bieżączkę dziennikarze, że w geopolityce wypadki w jednej części świata mogą się odbić istotnym echem w całkiem innym jego zakątku. Tak jest w przypadku wojny Rosji z Ukrainą i obecnym gwałtownym wzrostem napięcia między Iranem a Azerbejdżanem.

Wszyscy wiemy, że ostatnio Iran zasilił podupadający potencjał militarny Rosji dostawą kilkuset dronów, ale europejski czytelnik już się z mediów nie dowie, iż zachęcony brakiem riposty Zachodu Teheran sam się szykuje do podobnej wojny jak ta Rosji z Ukrainą. Na granicy z Azerbejdżanem rozpoczął manewry z udziałem 50 tys. żołnierzy Gwardii Strażników Rewolucji.

Azerbejdżan między Rosją a Persją

Co ma szyicki Iran do uważającej się za arcychrześcijańską Armenii? Czemu stawia Azerbejdżanowi ultimatum, grożąc użyciem siły, gdyby jej granice zostały naruszone? Chodzi o ormiańską prowincję Zangezur sąsiadującą właśnie z Iranem, a oddzielającą Azerbejdżan od jego eksklawy Nachiczewanu – jedynej jego części mającej granicę z Turcją. Obecnie budowane jest połączenie tych terytoriów linią kolejową i autostradą przez teren Armenii. Długa granica z Iranem oddziela Azerbejdżan od… Azerbejdżanu Południowego, czyli ogromnych terenów pozostałych w Persji po przegraniu przez nią wojny z Rosją, na mocy traktatu z Gulistanu (1813), który usankcjonował rozbiór Azerbejdżanu przez potężnych sąsiadów. W ten sposób trafił też do Imperium Rosyjskiego Karabach, rzekomo odwieczna ziemia armeńska, w istocie najpierw część Albanii Kaukaskiej, a potem chanat podległy Teheranowi. Związki z Persją trwały tu przez wieki, Azerbejdżan od XV do XVIII w. był pod panowaniem dynastii Safawidów, a najwybitniejszy azerski poeta Nizami (1141–1209) pisał po persku.

Jednak o ile zaanektowana przez Rosję północna część Azerbejdżanu pod koniec XIX w. zaczęła się dynamicznie rozwijać dzięki boomowi naftowemu, co spowodowało także odrodzenie tożsamości narodowej, owocujące krótką niepodległością 1918–1920, o tyle południowe prowincje włączone do Iranu miały całkiem inne losy. A są to tereny ogromne, 170 tys. km kw. w porównaniu do 86,5 tys. niepodległego Azerbejdżanu, zamieszkane nadal przez Azerów, których liczebność szacuje się na 40 proc. ludności Iranu, a więc około… 30 mln, wobec 10 mln obywateli wolnej republiki. Irańscy Azerowie są przez władze prześladowani, ich język nie ma statusu urzędowego i nie naucza się go w szkołach, a większość przejawów życia kulturalnego jest brutalnie likwidowana. Nic dziwnego, że walka o owe podstawowe prawa doprowadziła w ostatnich latach do narastania tendencji radykalnych, mających za cel połączenie się z niepodległym Azerbejdżanem w jedno państwo, choć istnieje i tendencja odwrotna – rządzący ajatollahowie, włącznie z najwyższym przywódcą Islamskiej Republiki Iranu Alim Chamenei, często etniczni Azerowie, marzą o zjednoczeniu pod egidą Teheranu szyitów Azerbejdżanu.

Irańskie drony problemem

Armenia, straciwszy wsparcie Rosji, szuka nowego protektora przeciw Azerbejdżanowi i tym razem nie przeszkadza jej fanatyczny szyityzm Iranu, choć jeszcze niedawno walkę Azerbejdżanu o okupowany przez Ormian Karabach usiłowano w Erywaniu przedstawiać jako rzekome starcie odwiecznego chrześcijaństwa z islamizmem. Tym sposobem powstała osobliwa oś Moskwa–Teheran–Erywań, w której Iran ma odegrać rolę dostawcy wunderwaffe, czyli swoich dronów, wykorzystywanych przez Rosję tak samo jak III Rzesza używała V-1 i V-2, to jest do sterroryzowania cywilnych mieszkańców. I tu na scenę wkracza Izrael.

W Baku odbyło się w trybie pilnym spotkanie ministrów obrony Azerbejdżanu i Turcji z ich izraelskim odpowiednikiem. Tel Awiw odmawia Ukrainie dostaw swych systemów przeciwlotniczych, jednakże obecnie uznał, że masowy eksport irańskich dronów do Rosji też nie jest korzystny, i dokonał już kilku nalotów na fabryki znajdujące się na terytorium Syrii, niszcząc dużą montownię tej broni w al-Dimas pod Damaszkiem, skąd wysyłane były perskie drony do Rosji.

Ma to niewątpliwy wpływ na sytuację wojenną na Ukrainie. Zastosowanie wobec infrastruktury krytycznej i ludności cywilnej przez Moskali dronów Shahed-136 stworzyło poważne problemy dla Ukrainy. Choć to broń dość prymitywna, w istocie latające bomby, to masowe jej użycie przez Rosję spowodowało poważne zakłócenia w dostawach energii elektrycznej, ciepła i gazu do ukraińskich domów nawet w stolicy, co jest szczególnie groźne wobec nadciągającej zimy.

Początkowo ukraińscy wojskowi nie potrafili wypracować skutecznej metody zwalczania dronów, co zmusiło ich do użycia w tym celu myśliwców, których głównym zadaniem stało się zestrzeliwanie dronów i rakiet lecących na terytorium Ukrainy, a nie wspieranie jednostek na linii frontu. I w takiej właśnie sytuacji w Kijowie niespodziewanie pojawił się legendarny sowiecki więzień sumienia, dysydent, a później ważny polityk izraelski Natan Szarański (Anatolij Szczarański), który wygłosił tu zawiłe mowy, z których wynikało, że Izrael Ukrainie pomóc nie może, ale… pomoże. Zapewne poprzez likwidację ośrodków produkcyjnych i dróg dostaw irańskich dronów do Rosji.

Izrael wchodzi do gry

Rozeszły się też pogłoski, że Izrael przekazał ukraińskiemu dowództwu zdobyte przez swój wywiad dane na temat newralgicznych punktów irańskich dronów, a nieoficjalnie – ponoć także sterowany przez sztuczną inteligencję system automatycznego zestrzeliwania dronów Smart Shooter, znany jako „jeden strzał, jedno trafienie”, co szybko odbiło się na znacznie większej liczbie ich zestrzeleń. A w Teheranie nieznani sprawcy zastrzelili wysokiego stopniem funkcjonariusza Strażników Rewolucji Islamskiej, który zajmował się dostawą dronów do Rosji. Wziąwszy pod uwagę, że Szarański należy do władz prawicowej partii Likud, która właśnie wróciła do władzy pod wodzą Beniamina Netanjahu, można się spodziewać jeszcze wyraźniejszego izraelskiego wsparcia dla Ukrainy.

Dotychczasowa polityka chwiejnego rządu uwarunkowana była nie tylko prorosyjskimi sympatiami dużej części ludności przybyłej z terenów byłego Związku Sowieckiego, ale i kwestią zabezpieczenia kolejnej fali „aliji” z Rosji w wyniku wojny i sankcji. Ale ta fala już się kończy. Wprawdzie byli obywatele ZSRS to ponad 1 mln izraelskich wyborców, to teraz się okazało, że spora ich część, pochodząca z terenów Ukrainy, pod wpływem wieści o bestialstwach armii rosyjskiej swoje sympatie przeniosła na Kijów.

A z tymi dronami same kłopoty! Kiedy opierając się na opiniach ekspertów wojskowych z Turcji, Azerbejdżanu i USA, równo 2 lata temu relacjonowałem niesamowite sukcesy w użyciu przez Azerów tureckich bayraktarów i izraelskich ciężkich dronów Hermes 900 „Kochav” przeciw sowieckiego pochodzenia armeńskim tankom i artylerii podczas odwojowywania okupowanego przez Ormian Karabachu, w polskich mediach odnoszono się do tego sceptycznie. Potem nastąpił rosyjski atak na Ukrainę i drony odegrały tak wielką rolę w obronie zwłaszcza Kijowa przed pancernymi kolumnami wroga, że zyskały powszechne uznanie i popyt na nie gwałtownie wzrósł wśród czołowych armii świata.

A tu mi Czytelnik pisze: „Teraz polska armia też już ma bayraktary! I co Pan na to?”. Cóż, odpowiem znanym z lektury Sienkiewicza okrzykiem Kozaków: Lubo! Lubo! A całkiem na poważnie: w mojej publicystyce politycznej zachowam mój śmieszny według niektórych pseudonim do czasu, gdy z ziemi ukraińskiej zniknie ślad po ostatnim Moskalu.

Reklama