Patrzy na skutek. A skutek ma być taki, żeby Moskwa i Kijów zgodziły się na zawieszenie broni. Nie wiem, czy obawy Ukraińców są słuszne, ale wiem jedno: jeszcze dwa lata temu nad Wisłą był rząd, który mógł je rozwiać. Prezydent Ukrainy Włodymyr Zełenski ochoczo włączył się w niemiecki plan obalenia Mateusza Morawieckiego i stracił jedynego adwokata ukraińskiej niepodległości. Wprawdzie Zełenski był pod ścianą, bo w tym planie uczestniczyła też administracja Joego Bidena, ale kilku rzeczy robić nie musiał. W każdym razie awantura o zboże nie dała wielkich pieniędzy państwu ukraińskiemu, a bardzo zepsuła dobre stosunki między rządami. Pewnie bez wielkich strat na polu wewnętrznym mógł zrobić coś w sprawie masakry na Wołyniu. Póki rządził PiS – nie zrobił. Potem okazało się, że można. Dzisiaj Zełeński jest po prostu sam. Niemcy, udając oburzenie negocjacjami Trumpa, marzą, żeby wrócić do interesów z Rosją. W Polsce rządzi ich wasal, a w USA nie mają adwokata. Klęska na własne życzenie.