Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Jan Pospieszalski,
11.11.2016 10:03

„Smoleńsk”, Berlin i przykład izraelski

Niepodległość to poczucie własnej godności i mozolne budowanie prestiżu na arenie międzynarodowej. A w tym obszarze musimy nadrabiać wieloletnie zaległości.

Niepodległość to poczucie własnej godności i mozolne budowanie prestiżu na arenie międzynarodowej. A w tym obszarze musimy nadrabiać wieloletnie zaległości.

Dziś z okazji święta niepodległości proponuję małe intelektualne ćwiczenie. Wyobraźmy sobie, że nowy ambasador Izraela w Polsce postanowił urządzić uroczystą premierę fabularnego filmu będącego ekranizacją dramatycznych wydarzeń, jakie miały miejsce w Izraelu. Chodzi o zamachy terrorystów samobójców w Jerozolimie i ostrzelanie z broni przeciwpancernej autobusów pasażerskich, w których poniosło śmierć wiele niewinnych osób. Według izraelskich źródeł wojskowych, ataki zostały przeprowadzone przez napastników ze Strefy Gazy, którzy przedostali się do Izraela z terytorium Egiptu. Władze Egiptu zaprzeczyły i opublikowały specjalny raport, w którym mówią o prowokacji służb izraelskich, której celem miało być przykrycie działań militarnych w Strefie Gazy, gdzie od nalotów izraelskich giną kobiety i dzieci. Choć odpowiedzialnością za zamachy obarczono Palestyńczyków, pojawiają się również inne wersje. Film jest fabularną rekonstrukcją wydarzeń i próbą wyjaśnienia tajemniczych okoliczności zamachów. Ambasada Izraela wynajęła kino w Warszawie, wysłała 800 zaproszeń, aż tu nagle kierownictwo kina poinformowało, że pokaz zostaje odwołany. Tego samego dnia jedna z popularnych gazet wciela się w rolę adwokata kierownictwa kina, opisując film jako skrajnie kontrowersyjny, a jego autorom zarzuca rozpowszechnianie teorii spiskowych. Kilka innych gazet w Warszawie podejmuje temat w tym samym tonie. Nie ma ani słowa o cenzurze prewencyjnej, o ograniczaniu wolności słowa. Materiały o odwołaniu premiery stają się dla redaktorów okazją do ataku na obecny rząd Izraela. Niezrażony ambasador znajduje inne kino, wprawdzie nie tak prestiżowe, nie w centrum, ale takie, które zgadza się wyświetlić film. Gdy wszystko jest dopięte, gdy zaproszenia zostały rozesłane, także to drugie kino, bez podania powodów, odwołuje projekcję. Proszę wysilić nieco wyobraźnię i odpowiedzieć sobie na pytanie: gdyby coś takiego miało rzeczywiście miejsce, jakie byłyby reakcje? Jak zareagowałyby elity polityczne polskie, władze miasta, minister kultury? Co zrobiliby intelektualiści i twórcy filmowi? Czy wystarczyłby list potępienia, czy wezwanie do bojkotu owych kin i gazet, które tak opisały sprawę? Nie pytam „czy”, lecz jak prędko zwołano by specjalną sesję Parlamentu Europejskiego, by omówić problem gwałcenia wartości europejskich i odradzania się antysemityzmu w Polsce. Pewnie mielibyśmy do czynienia z listem ministrów kultury i szefów dyplomacji krajów UE, z żądaniem natychmiastowej emisji filmu we wszystkich kinach w całej Polsce, a może wprowadzenia go do projekcji w szkołach. Kandydaci na urząd prezydenta Francji złożyliby stosowne oświadczenia piętnujące postawy ksenofobiczne w Polsce. Jeżeli państwo chcą, można zabawić się w dopisywanie jeszcze wielu możliwych reakcji... Poprzestanę na tym, co powyżej. Rzecz jednak w tym, że takie wydarzenie (o czym informowały media) miało miejsce, nie w Warszawie, ale w Berlinie, z udziałem polskiego ambasadora, i chodzi o projekcję filmu „Smoleńsk”. Niestety, nie było żadnej reakcji, nie było protestów, listów otwartych i dyplomatycznych not. Coś, co w przypadku Izraela i pewnie innych państw byłoby nie do pomyślenia, wobec Polski w stolicy Niemiec uchodzi na sucho i nie zostaje nawet zauważone. Nie tylko przez lokalnych obrońców demokracji i konstytucyjnego ładu, lecz także przez instytucje naszego państwa.

Niepodległość to także poczucie własnej godności i mozolne budowanie prestiżu na arenie międzynarodowej. A w tym obszarze, jak widać, musimy nadrabiać wieloletnie zaległości.
Reklama