Skuteczny jak Kołodziejczak

Otóż ten prorosyjski zadymiarz uznał za stosowne ruszyć do Brukseli, żeby przekonać tam Unię Europejską, aby przedłużyła embargo na ukraińskie zboże. W jaki sposób chciał tego dokonać nasz błyskotliwy, nowy nabytek partii Tuska? Zatrzymując w korytarzu szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen i wręczając jej bochenek polskiego chleba. Co zabawniejsze, Kołodziejczak opisując to wydarzenie, oświadczył, że chodzi mu o „wzwód” ukraińskiego zboża. Oczywiście można powiedzieć, że czepianie się literówek jest małe, niemniej ten lapsus idealnie oddaje poziom Kołodziejczaka i samego pomysłu na tego typu happening. Ku zaskoczeniu PO i Tuska, inicjatywa Kołodziejczaka, wyobraźcie sobie drodzy Czytelnicy, nie wypaliła i komisja nie przedłużyła embarga. Kto by pomyślał, że nawet bochenek chleba ich nie przekona? Abstrahując jednak od groteskowości tej inicjatywy, sytuacja ta pokazuje coś bardzo ważnego. To, do jakiego stopnia fałszywy jest obraz PO jako skutecznego ugrupowania, jeśli chodzi o negocjowanie polskiego interesu w obrębie instytucji unijnych. Tak naprawdę jedyne, co potrafi, to puste, czysto symboliczne gesty, świadczące tylko o pozornym statusie tej partii. Raz będzie to idiotyczna hucpa z bochenkiem chleba, innym razem poklepanie przez jakiegoś ważniaka z Brukseli polityka Platformy bądź zaproszenie go na bankiet. Niemniej jeśli tylko przychodzi do twardej gry o interesy, Tusk i jego ludzie nie mają nic do gadania. Do tego stopnia, że Bruksela może mu zagrać na nosie nawet w tak ważnym dla niego momencie jak kampania wyborcza. Pod tym kątem można podziękować Kołodziejczakowi, że tak dobitnie pokazał Polakom tę prawdę.