Mimo że Donalda Tuska nie było w Polsce przez siedem lat, to jakoś społeczeństwo nadal pamięta o tym, jak marnym był premierem. Według większości sondaży Polacy raczej nie chcieli jego powrotu. O ile jednak statystycznym Kowalskim nie ma się co dziwić, to jednak samemu królowi Europy dziwić się już można. Mimo siedmiu lat na salonach Europy jego pierwsze wystąpienie nadal jest osadzone w dziecinnej logice wojny w piaskownicy. Tusk prezentuje się jako przedstawiciel sił dobra, które rzucają wyzwanie siłom zła w postaci – oczywiście – polityków Prawa i Sprawiedliwości. Pytany o pomysły i program, po siedmiu latach nieobecności i wielomiesięcznych przygotowaniach, mówi, że jeszcze przyjdzie na nie czas. Nic tak jak to nie pokazuje, że ostatnie siedem lat Tusk po prostu zmarnował. Nie wyciągnął żadnych wniosków i nadal funkcjonuje w logice wojennej. Tymczasem nie dociera do niego, że walczyć to trzeba było pod Grunwaldem w 1410 roku, a teraz to ma się uprawiać politykę. Należy ludzi przekonywać, a nie zastraszać. Szczególnie wiele czasu warto poświęcić tym, którym za rządów PiS-u żyje się po prostu dobrze, a którzy muszą uwierzyć, że może być lepiej. Tymczasem Tusk zdaje się uwierzył w to, co przekazują mu „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek” i coraz bardziej odklejony od rzeczywistości Roman Giertych. To prosta droga do porażki i nawet miłość dziennikarzy, którzy widzą światową klasę choćby w jedzeniu przez Tuska kebaba, może w tym wypadku nie wystarczyć. Przez siedem lat świat się zmienił. My się zmieniliśmy. Polska się zmieniła. Tusk pozostał taki sam. Mały.
Siedem lat Tuska
Siedem lat to szmat czasu. Tak długo ma się nieszczęście, jeśli zbije się lustro. Ponoć siedem lat to okres, w którym w organizmie ludzkim zmienia się każda komórka. Okazuje się jednak, że w polityce to tylko mgnienie oka.