Gdy zostałem ministrem ds. europejskich w rządzie Jerzego Buzka, trwała akurat prezydencja Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej w UE. Poleciałem do Londynu, aby spotkać się z moim partnerem w rządzie Jej Królewskiej Mości Douglasem Hendersonem. Doug był działaczem związkowym z Yorkshire i pierwszym, choć nie jedynym ministrem do spraw Europy w pierwszym rządzie Tony’ego Blaira. Ten członek Partii Pracy, fan biegania, gdy zaprosiłem go z wizytą do Polski i do mojego Wrocławia, biegał i tam. W czasie pierwszej rozmowy w Londynie zapytałem szczerze: „Doug, powiedz mi, co według Ciebie tak naprawdę jest największym problemem Polski na drodze do Unii?”. Henderson popatrzył na mnie dłuższą chwilę w milczeniu, kiwnął głową i powiedział krótko: „Wielkość…”.
Tak, rzeczywiście, Bruksela zawsze stosowała trudniejszą taryfę wobec krajów dużych, bo wszelkie ustępstwa dla nich w negocjacjach oznaczały w praktyce olbrzymie pieniądze wypływające z Brukseli. Łatwiej było dla EWG, a potem UE negocjować akcesje krajów mniejszych, bo w oczywisty sposób ustępstwa Brukseli przekładały się tam na mniejsze pieniądze.
Ta zbyt długa może opowieść w gruncie rzeczy jest w jakiejś mierze odpowiedzią na pytanie, czy Kijów zamelduje się w UE jako pierwszy z krajów kandydujących i kiedy. Najkrótsza odpowiedź brzmi: na pewno nie będzie pierwszy, może będzie szósty, siódmy i nastąpi to może za półtorej dekady, a może i później. Przypomnę tylko, że jeszcze tuż przed drugim Majdanem, czyli podczas szczytu UE i państw Partnerstwa Wschodniego w Wilnie jesienią 2013 roku, publicznie twierdziłem, że Ukraina do Unii wejdzie nie wcześniej niż za 20-25 lat. Minęło osiem lat od tego czasu i perspektywa ta wcale się nie skraca, może nawet wydłuża. Nie wynika to ze specjalnej winy Kijowa, tylko z ogólnej „pogody politycznej”, która sprowadza się do niechęci przyjmowania nowych członków i do UE i do Strefy Euro.
Zatem pierwsze rozszerzenie Unii nastąpi o kraje bałkańskie. Rzecz w tym, że tak naprawdę nie wiadomo, kiedy to będzie. Jeszcze niedawno uważano, że akces Czarnogóry i Serbii może mieć miejsce pod koniec tej dekady, może w roku 2028 a nawet 2027. Już wiadomo, że to nierealny scenariusz. W kolejce jest sześć państw w tym wymienione, a także np. Macedonia Północna i Albania – pierwszy potencjalny kraj członkowski UE z większością muzułmańską....
Jednak tak naprawdę sprawa się przesuwa w czasie, a Bruksela wykorzystuje do tego różne preteksty, choćby w postaci konfliktów między krajami kandydującymi, jak ostatnio zwiększone napięcie między Serbią a Kosowem. Na pewno przełomu nie będzie podczas planowanego na 6 października w Słowenii szczyt UE – Bałkany Zachodnie.
Bruksela włączyła pomarańczowe światło. Czy zapali czerwone?