Sam się ciśnie na klawiaturę ulubiony cytat prof. Czarnka z klasyki literatury: „Głupi niedźwiedziu! Gdybyś w mateczniku siedział, nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział”.
Konfliktu Bońka i Piotra Nisztora z wielką uwagą nie śledzę, jednak wystarczy mi ta wiedza, którą mam, aby szczerze się pośmiać z prezesa PZPN. Dziennikarz zwrócił się do prezesa z rzeczowymi pytaniami, w takim przypadku albo się odpowiada poważnie, albo się milczy. Boniek postanowił popisać się swoim kabotyństwem i w stylu wczesnego Michnika napisał jakiś „śmieszny” komentarz w internecie. Nisztor nie odpuścił, a ponieważ zachował rzetelność dziennikarską, co ma olbrzymie znaczenie procesowe, nadal pisał o faktach. Naturalnie żyjemy w Polsce i mamy sądy, jakie mamy, dlatego nie jest niespodzianką, że sędzia uznał postać ze świecznika za świętą krowę i zakazał o niej pisać. Tyle tylko, że wygranym w tym pojedynku nie jest Boniek, lecz Nisztor, który – po pierwsze – nagłośnił to, co chciał nagłośnić, po drugie – zrobił to z taką siłą, o jakiej bez wsparcia sądu i Bońka nawet nie mógł marzyć. Stąd też autorski pomysł, aby połączyć Ryszarda Petru ze Zbigniewem Bońkiem, co doskonale oddaje poziom poruszania się w przestrzeni publicznej i rozumienie zasad komunikacji. Gdyby Boniek nie był takim bufonem i kabotynem, jakim jest, to jego kontakty z esbekami przez 90 proc. opinii publicznej byłyby podsumowane zwyczajowym: „prawicowe oszołomy i frustraci”. Przy całym szacunku dla pracy Nisztora, gola z 50 metrów do swojej bramki strzelił rozgrywający Ryszard Boniek.