Wszystko wskazuje na to, że zamach na centrum kulturalno-handlowe pod Moskwą był zorganizowany przez odnogę „państwa islamskiego”.
Kreml próbuje przypisać Ukrainie i Zachodowi współpracę z ISIS, ale są to żałosne ataki. Władimir Putin prawie 20 godzin zastanawiał się, co powiedzieć po zamachu. Od samego początku swojej władzy przekonywał Rosjan, że jest po to, by zapewnić bezpieczeństwo. A islamiści wciąż tu są i zapowiadają kolejne ataki, wobec których bezpieka Putina jest bezradna, bo zajmuje się ściganiem opozycjonistów, artystów i okupacją Ukrainy. Ponadto runęła druga, wielka narracja Kremla: Rosja to przyjaciel i lider krajów „globalnego Południa”. Tymczasem wielu ekstremistów islamistycznych stamtąd chce zniszczyć nie tylko Zachód, lecz także Rosję. Za to, co robi czy robiła w Syrii, Afganistanie czy Libii, ale też za to, co wyczynia z licznymi muzułmanami w państwie. Oficjalnie ich hołubi, ale i tak czują się oni nękani przez policję, wszechobecną w Rosji ksenofobię, traktowani jak „mięso armatnie” potrzebne na wojnę.