Ostanie dni przed wyborami obfitowały w niemal sensacyjne wydarzenia. Np. Grzegorz Schetyna ogłosił program „Czyste ręce” – chodzi o ujawnianie majątku polityków i ich rodzin. Przyznam, iż byłam głęboko wstrząśnięta niesprawiedliwością lidera PO. Bardzo przepraszam, ale akurat Schetyna nie jest najbardziej odpowiednią osobą do ogłaszania takich propozycji. Platforma powinna być konsekwentna i do takich zadań odsyłać ludzi kryształowych, którzy w czasach pisowskiej dyktatury cierpią katusze za… niewinność. Zatem nie przewodniczący, lecz Stanisław Gawłowski powinien być symbolem programu „Czyste ręce”. Wszak to jest najbardziej odpowiednia osoba do anonsowania takich nowości. Obok Gawłowskiego powinien stanąć szef klubu PO – pan Neumann, dobroczyńca kliniki okulistycznej Sensor, w czasach gdy był jeszcze wiceszefem Ministerstwa Zdrowia. Patronat honorowy nad „Czystymi rękami” winna sprawować była posłanka Beata Sawicka. Kto jak kto, ale ona o czystych rękach w Platformie mogłaby doktorat napisać. Drugi rząd tego zacnego grona tworzyliby słynni darczyńcy 300 miliardów dla mafii VAT-owskich – choćby Jan Vincent Rostowski. Obok wszyscy inni zaangażowani w przymykanie oczu na ten proceder i oczywiście wszyscy tuszujący aferę Amber Gold. Całej grupie „czystych rąk” powinien duchowo przewodzić Donald Tusk, można rzec: arcypatron etosu czystych rąk w Platformie Obywatelskiej. Ale na poważnie – nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Oto jawność majątków polityków i ich najbliższych postuluje partia, która odpowiada za okradanie budżetu państwa nie na miliony, lecz na miliardy złotych. Można powiedzieć: rychło w czas przypomnieli sobie, że ręce powinni mieć czyste.