Rozdmuchany do przesady problem pracowników delegowanych pokazuje, że krajom Europy Zachodniej coraz bardziej doskwiera konkurencyjność państw naszego regionu i szerzej tzw. nowej Unii. Pracownicy delegowani to w sumie 2 mln osób, a więc mniej niż jeden procent wszystkich zatrudnionych w UE, których jest niemal 220 mln. Na oko więc widać, że to problem w istocie marginalny. A skoro tak, to możemy się spodziewać, że to jedynie przygrywka, po której nadejdą kolejne, tym razem już naprawdę dotkliwe dla nas próby ograniczania konkurencyjności Polski, Rumunii czy Słowacji. Przedsmak mogliśmy poczuć, gdy wtedy jeszcze kandydat na prezydenta Francji Emmanuel Macron odgrażał się przed przeniesioną do Polski fabryką Whirlpoola, że „coś z tym zrobi”. A zablokowanie przenoszenia miejsc pracy z zachodu na wschód UE miałoby już naprawdę fatalne konsekwencje dla naszej gospodarki. Parafrazując Angelę Merkel, w takiej sytuacji nie możemy siedzieć cicho.
Wyścig do dna
Od lat kilka krajów starej UE prowadzi nieuczciwą konkurencję podatkową, zamieniając swoje państwa w europejskie raje podatkowe na wzór Panamy czy Wysp Dziewiczych. Mowa w szczególności o Luksemburgu, Holandii i Irlandii. Umożliwiają one uszczuplanie budżetów państw krajów członkowskich, szczególnie krajów mniej rozwiniętego Wschodu UE, które nie dysponują tak sprawną administracją skarbową, przez co unikanie płacenia podatków jest tam łatwiejsze. Obniżając stawki podatkowe dla największych koncernów, doprowadzają także do zaistnienia zjawiska „wyścigu do dna”, czyli obniżania stawek podatku korporacyjnego również wśród pozostałych państw UE. Skutkuje to ograniczaniem środków publicznych w całej UE, z których to opłaca się programy społeczne, inwestycje publiczne czy wsparcie najuboższych. Tak więc na nieuczciwej konkurencji rajów podatkowych cierpią obywatele, a zyskuje wąska grupa udziałowców największych koncernów. Jakimś dziwnym trafem akurat te kraje nie są w pierwszym rzędzie europejskich maruderów. W sumie nic dziwnego, w końcu pochodzą z nich prominentni działacze Komisji Europejskiej, choćby jej szef Jean-Claude Juncker oraz jego zastępca Holender Frans Timmermans. A zrobienie wreszcie porządku z unijnymi rajami podatkowymi wiązać się będzie także z kłopotliwymi pytaniami do tych panów osobiście.
Optymalizacja po celtycku
W 2015 r. Irlandia zanotowała wzrost PKB na poziomie... 25,6 proc. PKB. Tak więc w ciągu roku jej gospodarka wzrosła o ponad jedną czwartą. To oficjalne dane, które zupełnie spokojnie można znaleźć na stronie Eurostatu. Czy odbyła się na forum UE jakaś większa dyskusja na temat przyczyn tego, że ten niewielki wyspiarski kraj zanotował jednoroczny wzrost zupełnie nieosiągalny nigdy w historii nawet dla Chin? Nieszczególnie, tymczasem te przyczyny są zupełnie jasne.
Ówczesny minister finansów Irlandii M. Noonan przyznał wprost, że to wynik „inwersji podatkowej”. Czyli eufemistycznie nazwanego zjawiska przenoszenia dochodów do krajów, w których nie grozi im podatek. Irlandia oferuje największym koncernom wręcz cieplarniane warunki – nie tylko mogą liczyć na dużo niższe stawki podatku CIT (12,5 proc.), ale przede wszystkim na niejawne układy, które jeszcze bardziej obniżają ich obciążenia. Nic dziwnego, że do Irlandii ciągną one na potęgę. Przeniosły się tam już Apple czy Google. Swoją spółkę córkę uruchomił tam nawet amerykański gigant handlowy Wal-Mart, choć... nie ma tam żadnego sklepu. Wielką wędrówką kapitału do Irlandii zainteresowała się w końcu KE – nawet wydała decyzję, według której Apple powinien zwrócić do jej budżetu 13 mld euro. Problem w tym, że Irlandia tę decyzję, mówiąc kolokwialnie, zupełnie olała. To znaczy jej rząd oświadczył, że akceptuje decyzję KE, tylko że... nie zamierza egzekwować należnego podatku od amerykańskiego giganta.
Luxafera
W listopadzie 2014 r. wybuchła afera LuxLeaks. Ujawniła, że ponad 340 spółek zawierało z Luksemburgiem niejawne umowy dotyczące obniżania podatków płaconych przez nie od osiąganych w Europie dochodów. Można wręcz powiedzieć, że ten proceder był głównym pomysłem, jaki miało na siebie luksemburskie państwo. W okresie, który obejmowała afera, Jean-Claude Juncker był premierem, a nieco wcześniej ministrem finansów. Junckera kara nie spotkała – wręcz przeciwnie, został szefem Komisji Europejskiej. Ale winni, owszem, się znaleźli – zostali nimi dwaj księgowi z firmy doradczej PwC, którzy... poinformowali o tym procederze dziennikarzy. Tak więc skazano doręczycieli złych informacji, a ich sprawcy nadal spokojnie robią karierę. Warunki, jakie oferował Luksemburg, były tak znakomite, że przykładowo McDonald’s w latach 2009–2013 przeniósł do tamtejszej spółki córki niemal 4 mld euro, choć zatrudniała ona ledwie 13 osób. W 2013 r. Luksemburg miał aktywnych 120 porozumień cenowych z korporacjami, które legalizowały ich praktyki dotyczące cen transferowych (to dzięki cenom transferowym przenoszą one dochody z jednej filii do drugiej). Siedemdziesiąt razy większa od Luksemburga Polska miała w tym czasie aktywnych ledwie 20 takich umów.
Holenderska kanapka
Jednym z najsłynniejszych sposobów omijania podatków jest tzw. holenderska kanapka. W dużym skrócie, polega ona na tym, że właściciel spółek w Holandii i na Antylach Holenderskich (terytorium zależne od Holandii) może równocześnie korzystać z umów o unikaniu podwójnego opodatkowania między Holandią i pozostałymi krajami UE oraz z umowy o zwolnieniu dywidend z opodatkowania między Holandią oraz Antylami. Dzięki temu można zminimalizować opodatkowanie zysków. Z holenderskiej kanapki korzystały m.in. Google i Apple. O umowach podatkowych Holandii z innymi krajami mógłby nieco powiedzieć Frans Timmermans, który w latach 2012–2014 był ministrem spraw zagranicznych. Właśnie m.in. dzięki gęstej sieci międzynarodowych umów podatkowych Holandia stała się „bezpieczną przystanią dla kapitału”. W 2014 r. jedną z takich umów wypowiedziało afrykańskie Malawi, gdy australijski właściciel tamtejszej kopalni uranu wykorzystał ją, by uszczuplić budżet tego biednego kraju o miliony dolarów. Holandia jest też zupełnie bezkonkurencyjna, jeśli chodzi o zawieranie z koncernami porozumień cenowych – w 2013 r. miała aktywnych 228 takich porozumień, tymczasem średnia unijna wynosiła... ponad sto razy mniej.
Jak widać z nieuczciwej konkurencji podatkowej w UE na potęgę korzystają te kraje, którym równocześnie niemal nie schodzą z ust europejskie wartości i unijna solidarność. Jakoś zapominają o tej solidarności, gdy uszczuplają budżety pozostałych krajów członkowskich. O tym procederze Polska powinna przypominać za każdym razem, gdy ktoś znowu wspomni o „dumpingu socjalnym”, jaki rzekomo stosujemy. Polska, która należy do krajów UE na optymalizacji podatkowej tracących miliardy, powinna też być jednym z autorów unijnego planu na walkę z unikaniem podatków. Możliwych postulatów jest sporo – choćby zakaz zawierania niejawnych umów między państwami a korporacjami. Albo uniemożliwienie obniżania podatku od niektórych rodzajów dochodów (np. od zysków z licencji i praw do marek), z czego najczęściej korzystają firmy optymalizujące podatki. Walka z unikaniem podatków powinna się stać głównym polem aktywności Polski na forum UE – oprócz tworzenia wspólnej polityki obronnej oraz unijnej polityki energetycznej.