Czy można sobie wyobrazić inny kraj Unii, do którego w 2021 roku przyjeżdża typ z zagranicy, mówi: „Jestem fajny, znam ważnych ludzi, przywiozłem wam paciorki”, a znacząca część mediów i polityków dostaje, wybaczcie Państwo dosadność, kompletnego orgazmu i ogłasza nastanie nowych czasów? Jak widać, pod pewnymi względami jesteśmy wciąż krajem Trzeciego Świata. Samego Tuska i jego „przemowę” łatwo podsumować. Zero – programu, konkretów, pomysłów. Zamiast tego retoryka konfliktu i pogardy. Tusk nawet nie udawał. Po prostu wyszedł na mównicę i do znudzenia powtarzał, że PiS jest zły. Okazuje się, że jedynym programem PO i Tuska jest... sam Tusk. Jak widać, w jednym PO pozostaje konsekwentne. Było, jest i będzie zawsze takie samo. Pozbawione idei i tożsamości. Potrafiące istnieć tylko na zasadzie negacji PiS. Tusk niczego ponad ten platformiany standard nie zaprezentował. Oto ta słynna zmiana jakościowa, którą obwieścili akolici króla Europy. Z drugiej strony, czego więcej można było się po tej postaci spodziewać? Po 64-letnim polityku, który od siedmiu lat jest poza Polską, którego jedyną aktywnością, związaną z naszym krajem, było pisanie kretyńskich twittów? O ile więc sam Tusk nie zaskakuje, o tyle naprawdę przeraża dyspozycyjność i infantylność związanych z PO mediów i polityków. Już sam fakt, że część ze sprzyjających mu dziennikarzy najbardziej zachwyciła się faktem, że były premier, po spotkaniu z Budką i Trzaskowskim, poszedł z nimi pić winko w fajnej knajpce, mówi właściwie wszystko o Tusku, jego mediach i całej tej infantylno-sekciarskiej otoczce, w której topią się lemingi. Całą tę hucpę najlepiej skomentował, mimowolnie, sam Giertych, pisząc: „To najważniejsze przesłanie Tuska: walczmy ze złem, czyli PiS. To najlepsze wystąpienie Donalda, jakie słyszałem”. Czy ktoś czytając takie słowa, ma jeszcze wątpliwości? To po prostu sekta. Z dużym dodatkiem przedszkola i grafomanii.