Z czym przybędzie do żłóbka „naród bogonosiec” z Moskwy, samozwańczego Trzeciego Rzymu? Z dobrą nowiną, oczywiście! Najpierw duchowni, czy raczej funkcjonariusze Cerkwi rosyjskiej, z polecenia swego zwierzchnika, tajnego donosiciela KGB, ksywa Michajłow, obecnie pod imieniem Kirył, używającego bezprawnie tytułu patriarchy Moskwy i całej Rusi, przynieśli ją „bojcom” na froncie, wyposażając morderców kobiet i dzieci w nowy „modlitewnik”. Nie sposób nie ująć tego słowa w cudzysłów po przyjrzeniu się jego formie i treści, którą zademonstrował rzekomo religijny, w istocie czarnosecinny kanał TV Spas (Zbawiciel!). Każdą stronę zdobi u góry prawosławny krzyż z dwoma karabinkami Kałasznikowa po bokach…
Władimir Władimirowicz św. Michałem Archaniołem
Treść widocznych dwóch pierwszych stron jest nie mniej szokująca, poczynając od wezwania do Boga: „Podaruj Naczelnemu Dowódcy Władimirowi, mężnemu arcystrategowi i umiłowanemu przez Boga Władcy Rosyjskiemu zwycięstwo nad wrogami w wojnie widzialnej i niewidzialnej o zachowanie i zebranie Ojczyzny naszej, wielkiej, potężnej i sławnej”.
Te stylizowane na stare religijne teksty słowa są oczywistym bluźnierstwem – określenia „arcystrateg” używa się w prawosławiu wyłącznie w odniesieniu do wodza wojsk niebieskich w walce z szatanem i jego diabłami, czyli zarezerwowane są dla św. Michała Archanioła, nawiasem mówiąc, patrona Ukrainy figurującego w jej herbie i broniącego swego Kijowa.
Gwoli prawdy trzeba wspomnieć, że podobnego bluźnierstwa dopuścił się już nieco stuknięty car Paweł I, określając mianem arcystratega rzeźnika Izmaiłu i warszawskiej Pragi Suworowa, gdy mu nadał nieznaną przedtem w Rosji rangę generalissimusa, kilkaset lat później przyznaną samemu sobie przez Stalina.
Wybitny rosyjski teolog prawosławny Andriej Kurajew, duchowny wygnany z Cerkwi za walkę z pedofilią hierarchów prowadzących seminaria duchowne, określił słowa z drugiej strony „modlitewnika” z wezwaniem o wsparcie Matki Boskiej jako „szokującą herezję”. Wzywa się tam Jej pomocy w taki oto sposób: „Swoimi modłami utwierdzająca i od wieków kraj nasz ochraniająca i broniąca, krew swą za nas na polu boju przelewająca” (!). Wychodzi na to, że Maryja służy na froncie ukraińskim ramię w ramię ze zbrodniarzami i z gwałcicielami w rosyjskich mundurach…
Rosyjska dusza – dusza zagłuszona
Wedle moskiewskiej Cerkwi wszystko się zgadza – skoro ostatnio uznano za Antychrysta prezydenta Ukrainy Zełenskiego, to owa „niewidzialna” wojna wspomniana na pierwszej stronie osobliwego modlitewnika oznacza walkę z ukraińskim satanizmem. Z tego to powodu patriarcha moskiewski Kirył hurtem rozgrzeszył wszystkich „bojców” za zbrodnie wojenne, ogłaszając w orędziu: „(...) Cerkiew jest świadoma, że jeśli ktoś wiedziony poczuciem obowiązku, pragnący wypełnić przysięgę, pozostając wiernym swojemu powołaniu, idzie wypełniać to, co nakazane, i jeśli spełniając ten obowiązek, człowiek ginie, to niewątpliwie staje się ofiarą, poświęca się dla innych. I dlatego wierzymy, że tą ofiarą zmazuje wszystkie grzechy, które ten człowiek popełnił”.
Na prosty i zrozumiały język przełożył to Igor Fomin, proboszcz świątyni przy sowieckiej/rosyjskiej wylęgarni międzynarodowych szpiegów MGIMO (Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych), stwierdzając, że władca ma święte prawo zabijania, by nawet w ten straszny sposób „dawać człowiekowi możliwość opamiętania się”. Teologię tę na język świecki przełożono ostatnio w Dumie, gdzie uchwalono właśnie, że żaden z umundurowanych zbrodniarzy nie odpowie za swe czyny na Ukrainie, „gdy były dokonane dla dobra Federacji Rosyjskiej”.
Wciąż powołujący się na „wielką kulturę rosyjską” Moskale jakoś dziwnie zapomnieli zwrócone ku sobie słowa jednego z największych swych pisarzy:
„Rozebrzmią dzwony i odzieją się ruscy ludzie odświętnie i zaczną się modlić za morderstwa. I rozpocznie się stare, dawno wszystkim znane straszne dzieło. Ludzie zaczną się uwijać pod hasłem patriotyzmu, zakrzątną się wszelkiego szczebla urzędnicy, przewidując możliwość ukradzenia jeszcze więcej pieniędzy, podniecenie ogarnie wojskowych otrzymujących podwojony żołd za mordowanie ludzi. Będą dostawać wstęgi, ordery, galony i gwiazdy. Będą zagłuszać swoje dusze pieśniami, rozpustą, podłością i wódką. Zostaną oderwani od pokojowego trudu, od swych żon, matek i dzieci. Będą marznąć, głodować, chorować, umierać z chorób na polach bitewnych, zabijając ludzi, których nigdy nie widzieli i nie znali, którzy im nic złego nie zrobili. I gdy się już nazbierają takie tysiące rosyjskich chorych, rannych i zabitych, że nie będzie miał kto ich zbierać z pola, i gdy całe powietrze już się zarazi zgnilizną mięsa armatniego, będą byle jak składać rannych na kupę. Zabitych zakopią jak popadło, przesypując ich ciała wapnem. I znowu poprowadzą tłumy dzikusów dalej. I rozbestwią się, i zbydlęcą ostatecznie. Miłość odsunie się od barbarzyńców na dziesiątki, setki lat” (Lew Tołstoj, „Chrześcijaństwo i patriotyzm”, przekład mój).
Plecami do Chrystusa
Tołstoja za takie „herezje” ówczesna Cerkiew wiernie służąca carskiemu samodzierżawiu usunęła z prawosławnej owczarni, dziś pewnie też by mu się dostało, jak nie od Kiryła, to od Putina. Gorzej, że aby rozpowszechniać obłędne idee „ruskiego miru” w imię Zbawiciela, dzisiejsi rosyjscy heretycy w sutannach muszą się wyprzeć największych rosyjskich świętych, jak Serafim z Sarowa, który w XIX w. ostrzegał, że Rosja zginie, jeśli kiedykolwiek ośmieli się podnieść zbrojne ramię na Gruzję, ziemię oddaną jej ludowi przez samą Matkę Bożą. No i się ośmieliła...
Zwierzęta obecne przy żłóbku symbolizujące różne cnoty godne i ludzi, jak jagnięca łagodność, ośla cierpliwość, pracowitość wołu – z pewnością przyjęłyby do swego towarzystwa te psy i koty ratowane przez ukraińskich obrońców ojczyzny z rujnowanych miast i palonych wsi, setkami kilometrów niesione przez uchodźców ku zbawczym granicom Polski, wiernie leżące na grobach swych pomordowanych opiekunów.
Mędrcy królowie przynieśli Dzieciątku symboliczne dary. Czy mile by tam były widziane kacapskie kałachy, choćby ukryte pod krzyżem? Wydaje się, że wbrew złoto-bizantyjskim ozdóbkom chrześcijaństwo w Rosji zniknęło, bo modlą się tam z pewnością nie do Chrystusa, a do zupełnie innego boga, co przepowiedział piewca „narodu bogonośca”, wielki rosyjski pisarz Dostojewski w „Przypowieści o Wielkim Inkwizytorze” z Braci Karamazow, tyle że myląc całkiem adres swego oskarżenia.
My adresu nie pomylimy – bracia Ukraińcy, pójdźmy wszyscy do stajenki!