Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Wojciech Mucha,
08.12.2018 07:24

Przeciw jedności ducha

Już dawno żaden z moich komentarzy nie spotkał się z takim odzewem, jak ubiegłotygodniowy „Takiego Budapesztu to ja nie chcę”. Przypomnę tylko, że pisałem, iż Orbán stworzył swoisty „konglomerat prawicowych mediów”, skupiający blisko 500 tytułów prasowych i internetowych popierających rząd i otrzymujących jednocześnie od niego pieniądze.

Część listów pominę milczeniem. Warto jednak poddać pod dyskusję choćby to, co napisał pan Jerzy. Pisze on, że przyjęcie metody Orbána – hungaryzacja (lub bardziej fideszyizacja) mediów – może sprawić, że „nasze społeczeństwo będzie silne jednością i kształtowane w jednym duchu, a nie zasypywane sprzecznymi ideami”. „To marzenie moje i moich znajomych” – pisze pan Jerzy. Cytuję głos pana Jerzego dlatego, że dość często spotykam się z podobną postawą-pokusą. Jest to zapewne pociągające intelektualnie, ale także niebezpieczne. Kto bowiem miałby decydować o tym „jednym duchu”? Rządzący? Według jakiej idei? Czy wyobrażacie sobie Państwo media, które serwują jeden tylko przekaz, płynący z rozdzielnika „kreatorów ducha” i „kształtujący siłę jedności społeczeństwa”? Czy tylko dla mnie brzmi to niebezpiecznie? A co, jeśli do władzy dojdzie ktoś, kto będzie miał całkiem inne podejście do „sprawy polskiej” niż ci, w których dziś widzimy szansę na rozwój naszego kraju lub oni sami się zmienią? Dziś jako „Gazeta Polska” popieramy nie tyle rząd, ile kierunek. Jesteśmy za sanacją Rzeczypospolitej, za stworzeniem Trójmorza, sojuszem z USA, budowaniem silnej pozycji Polski w UE. Kto nam jednak może zagwarantować, że za jakiś czas wektory w PiS się nie odwrócą? Dlatego niezależność mediów jest podstawą ich bytu. Media nie są od przekazywania tez władzy, lecz od opisywania jej działań, od kontrolowania, ewentualnie bronienia przed zewnętrznymi atakami, od ścierania się idei i poglądów. Nie chcielibyśmy, aby wziął nas pod skrzydło jakiś „prorządowy oligarcha”, jak ma to miejsce z mediami na Węgrzech, a potem wywalił nas z redakcji na zbity łeb za niedostateczne „budowanie ducha narodowego”. Te czasy już chyba za nami. Tak było z dziennikiem „Rzeczpospolita” i nic dobrego z tego nie wyszło. 


O problemie zagranicznej kontroli części mediów napiszę za tydzień.
 

Reklama