Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Piotr Wójcik,
15.03.2018 16:01

Pracownicze Plany Kapitałowe to nie neoliberalizm

Wprowadzenie pracowniczych planów kapitałowych nie jest reformą neoliberalną. W przeciwieństwie do Otwartych funduszy emerytalnych nie będą one drenować ZUS-u, będą dobrowolne, a koszty zarządu będą wielokrotnie niższe niż w OFE. Wprowadzenie PPK nie będzie więc oznaczało prywatyzacji publicznego systemu emerytalnego.

Przygotowywana właśnie reforma likwidacji OFE i wprowadzenia na ich miejsce pracowniczych planów kapitałowych (PPK) spotkała się z ostrą krytyką socjalnej lewicy. Mocno skrytykowały ją m.in. dwie osoby, które osobiście cenię – prof. Leokadia Oręziak, jeden z najlepszych w Polsce krytyków OFE, oraz Rafał Woś, pierwszy propracowniczy i prospołeczny publicysta z prasy mainstreamowej. O ile jednak z prof. Oręziak i Rafałem Wosiem bardzo często się zgadzam, o tyle w tym wypadku według mnie się mylą. Ich krytyka PPK wynika w większym stopniu z wcześniejszych, słusznych zresztą, uprzedzeń wobec OFE, a w mniejszym ze spokojnej analizy PPK.

Rafał Woś napisał na Twitterze: „Projekt pracowniczych planów kapitałowych to chyba pierwszy od 2015 r. wypadek, gdy PiS-owi można z czystym sumieniem zarzucić czysty neoliberalizm”. Prof. Oręziak w wywiadzie dla „Polityki” (z red. Wosiem zresztą) na pytanie, co premier Morawiecki i PiS szykują nam w emeryturach, odpowiedziała: – Jeszcze więcej tego samego, na czym się już raz, zmieniając system emerytalny, sparzyliśmy. To jest krok w kierunku dalszej prywatyzacji systemu.

Inaczej mówiąc, PPK mają być reformą neoliberalną, która pójdzie jeszcze dalej niż wprowadzenie lata temu OFE. Skoro ówczesna reforma emerytalna sprywatyzowała część systemu emerytalnego i zapewniła instytucjom finansowym stały dopływ naszych obowiązkowych składek, to wprowadzenie PPK musiałoby oznaczać przeniesienie jeszcze większej części publicznego systemu emerytalnego do prywatnych podmiotów. Moim zdaniem jednak będzie wręcz odwrotnie.

Koniec drenażu publicznego systemu

Głównym problemem z OFE było to, że ich wprowadzenie oznaczało uszczuplenie publicznego systemu emerytalnego o znaczną część obowiązkowo płaconych składek. Cała składka emerytalna wynosiła, licząc z grubsza, 19,5 proc. wynagrodzenia, tymczasem po reformie 7,3 proc. wynagrodzenia, a więc ponad 37 proc. składki miało trafiać do prywatnych funduszy. Inaczej mówiąc, w 1999 r. sprywatyzowaliśmy ponad jedną trzecią naszego systemu emerytalnego. Dla ZUS-u był to ogromny cios, gdyż stracił jedną trzecią środków, z których musiał wypłacać bieżące emerytury. Później polscy politycy oprzytomnieli i składkę do OFE obniżono do 2,3 proc. wynagrodzenia, jednak wciąż miliardy złotych trafiały do OFE zamiast trafiać do ZUS-u. W ZUS-ie powstawał więc deficyt, który państwo musiało finansować dotacją. Z tego powodu musiało się jednak zadłużać – w latach 1999–2013 pożyczyło z tego powodu 300 mld zł. Była to połowa długu publicznego, który przyrósł w tamtym czasie.

Jednak w wypadku pracowniczych planów kapitałowych będzie inaczej. Po ich wprowadzeniu cała składka, 19,5 proc., będzie trafiała do ZUS-u, a do PPK zostaną odprowadzone dodatkowe składki – 2-proc. płacona przez pracownika i 1,5-proc., którą zapłaci pracodawca. Składki do PPK nie będą zmniejszały składki trafiającej do ZUS-u, a więc nie będą oznaczały prywatyzacji systemu. Wręcz przeciwnie – po ich wprowadzeniu znów całość podstawowej składki będzie trafiała do publicznego systemu emerytalnego, co oznacza wręcz odkręcenie prywatyzacji, która miała miejsce pod koniec XX w. PPK będą dodatkowym systemem, działającym obok publicznego, a nie pasożytującym na nim.

Dobrowolność zamiast przymusu

Kolejnym problemem z OFE było to, że składka do funduszy emerytalnych była obowiązkowa. A więc musieli należeć do nich ludzie, którym inwestowanie oszczędności emerytalnych na rynku kapitałowym w życiu nie przyszłoby do głowy. Są osoby ceniące stabilność i preferujące bezpieczniejsze formy odkładania na starość – na lokatach bankowych, czy choćby w ZUS-ie, w którym zgromadzone środki nie przynoszą wprawdzie wysokich zysków, ale nie tracą na wartości, a nawet są waloryzowane. Tymczasem przez większość czasu trwania OFE takie osoby nie miały wyjścia – musiały oddawać część składki na rynek kapitałowy za pośrednictwem OFE. W ten sposób instytucje finansowe miały zapewniony strumień nowych środków, którymi mogły obracać na rynkach. Nawet nie musiały się specjalnie starać o klientów, ponieważ miały pewność, że co miesiąc trafi do nich odpowiednia pula składek emerytalnych.

I tu mamy kolejną różnicę – PPK będą dobrowolne. Owszem, opcją domyślną będzie uczestnictwo, a więc każdy, kto z nich nie zrezygnuje na piśmie, będzie automatycznie należał i płacił dodatkową składkę. Jednak nie ma żadnych formalnych przeciwwskazań, by nie należeć do PPK, trzeba jedynie spisać wniosek. A więc każdy, kto uważa rynek kapitałowy za zbyt ryzykowny, będzie mógł odkładać środki gdzie indziej, we własnym zakresie. A nawet jeśli zdecyduje się w nich uczestniczyć, to w każdej chwili będzie mógł zrezygnować. To też sprawi, że PPK będą musiały bardziej się starać o utrzymanie ubezpieczonych oraz ewentualne przyciągnięcie nowych osób. Owszem, wątpliwości budzi fakt, że co 2 lata trzeba będzie odnawiać rezygnację. Uczciwej by było, gdyby rezygnacja była bezterminowa, a uczestnictwo nie było domyślne. Wtedy każdy pracownik byłby najpierw pytany, czy chce uczestniczyć w pracowniczych planach kapitałowych. Z drugiej strony trudno się dziwić, że rządowi zależy na tym, by jak najwięcej osób odkładało dodatkowo w PPK, skoro nasz publiczny system emerytalny przeżywa spore problemy z powodów demograficznych, a społeczeństwo samodzielnie oszczędza wyraźnie mniej niż inne społeczeństwa na porównywalnym do nas poziomie rozwoju.

Bliżej Szwecji niż Chile

OFE było sposobem nabijania kabzy instytucjom finansowym w jeszcze jeden sposób. Pobierały one bardzo duże, a początkowo wręcz ogromne opłaty za zarządzanie. W pierwszym okresie za zarządzanie mogły inkasować nawet 10 proc. trafiających do nich składek, potem jednak po serii obniżek opłaty te spadły do poziomu 1,75 proc. Jednak oprócz tego mogły pobierać premie za wyniki w wysokości maksymalnie 0,5 proc. całości zgromadzonych środków. Dzięki temu w latach 1999–2013 OFE uwłaszczyły się kwotą 19 mld zł z tytułu pobranych opłat za zarządzanie. Jednak obecnie kwoty, które będą mogli pobierać operatorzy PPK, będą zdecydowanie niższe. Opłata za zarządzanie będzie mogła wynosić maksymalnie 0,5 proc. zgromadzonych środków w skali roku, a premia za wyniki maksymalnie 0,1 proc. A więc w sumie operatorzy PPK będą mogli rocznie pobierać maksymalnie 0,6 proc. zgromadzonych środków. Będą to kwoty nawet kilka razy niższe, niż pobierały OFE, nawet po serii obniżek ich opłat.

Przeciwnicy PPK z lewej strony twierdzą, że to neoliberalna reforma. Tymczasem niezwykle podobne rozwiązania funkcjonują obecnie w bardzo socjalnej Szwecji. Będziemy mieli więc zmianę systemu, który był wzorowany na ultraliberalnym Chile, na system niemal identyczny z rozwiązaniami działającymi w socjaldemokratycznej Szwecji. Jak można w takiej sytuacji twierdzić, że to pogłębienie neoliberalizmu w Polsce, tego zrozumieć doprawdy nie umiem.

Reklama