Wprawdzie minister spraw zagranicznych Ukrainy swojemu krajowi przypisuje inicjatywę zawiązania brytyjsko-ukraińsko-polskiego sojuszu o ostrzu antyrosyjskim, ale bez aprobaty Londynu nic by z tego nie wynikło. A trzeba powiedzieć, że Johnson ma w tym względzie sporo złych tradycji do przełamania, gdyż niestety w historii stosunków brytyjsko-rosyjskich nie brak kart równie haniebnych jak paktowanie z Hitlerem. Profesor Andrzej Nowak w 2019 r. wydał książkę „Pierwsza zdrada Zachodu” ze znaczącym podtytułem „1920 - zapomniany appeasement”. Ów „appeasement” to polityka ustępstw czy wręcz uległości wobec oczywistego wroga kosztem innych państw - wówczas walczącej z sowieckim najazdem Polski. Ówczesny premier brytyjski Lloyd-George już na Konferencji Wersalskiej w 1918 r. wykazał się wielką niechęcią do naszego kraju, usiłując narzucić nam wschodnie granice wedle osławionej „linii Curzona”, innego angielskiego „znawcy”, który nigdy w życiu nie będąc w Polsce, na Ukrainie czy w Rosji, lepiej wiedział, gdzie kto z tych wschodnich dzikusów powinien żyć.
Po ocaleniu Europy przed bolszewizmem przez Polskę nie tylko bez pomocy Anglii, ale wbrew jej ewidentnie wrogim działaniom, jej stosunek do naszego kraju się nie zmienił, sprzyjała zarówno Niemcom podczas powstań śląskich, jak i Rosji Sowieckiej, z którą najszybciej jak się dało zawarła stosunki dyplomatyczne, mając na oku – jak dziś Republika Federalna - handlowe zyski na mitycznym rynku rosyjskim. O skutkach naszego sojuszu z 1939 r. lepiej nie wspominać, więc jeśli nasz stary-nowy aliant brytyjski słusznie nie chce się odwoływać do tradycji Chamberlaina, to z dziedzictwa Churchilla też niech czerpie z rozwagą. Lepiej z czasów uznania dla bohaterstwa polskich pilotów broniących nieba nad Anglią, niż cynicznych knowań w Jałcie z „Wujaszkiem Joe” - Stalinem, takim samym zbrodniarzem jak obecny lokator Kremla.
W walce z nim możemy się zgodzić na churchillowskie „krew, pot i łzy” pod jednym warunkiem – uczciwości sojuszników.