Donald Trump zapowiedział wycofanie Stanów Zjednoczonych z traktatu INF (Treaty on Intermediate-range Nuclear Forces) z 1987 r. o pociskach balistycznych i manewrujących średniego zasięgu (500 km – 5,5 tys. km). Rosja naruszała go od 2007 r. Problemem stały się też Chiny. Od 2017 r. Waszyngton daremnie namawiał NATO do wspólnej reakcji. Teraz postanowił działać sam.
Skutki tego mogą być dwojakie. Pozytywne: postawienie Rosji wobec wyboru – albo nowe negocjacje i respektowanie traktatu, albo wyścig zbrojeń, który Moskwa przegra. Zniesienie tej kategorii pocisków ograniczałoby rosyjskie możliwości uderzenia deeskalującego, tzn. okupacji najechanego kraju i uderzenia jądrowego na wybrany cel dla zademonstrowania, że dla obrony łupu Kreml nie cofnie się przed niczym i trzeba z nim negocjować, a nie walczyć. Negatywne: sprzeciw Niemiec i Francji, pogłębienie pęknięcia w Sojuszu Północnoatlantyckim i rosyjski nacisk, by ceną porozumienia była likwidacja amerykańskiego systemu antyrakietowego w Polsce i Rumunii.