Platforma Obywatelska dokonała wyboru daleko przekraczającego samą sprawę posła Stanisława Gawłowskiego. Mogła się zachować jak wszystkie normalne partie polityczne, które pod każdą niemal szerokością geograficzną jak ognia unikają jakichkolwiek powiązań z politykami objętymi zarzutami karnymi, a zarzutami o charakterze korupcyjnym w szczególności.
W takich sytuacjach elementarzem reagowania kryzysowego jest pryncypialne odcięcie się od podejrzanego polityka i demonstracyjne wręcz podkreślanie autorytetu wymiaru sprawiedliwości. Ponurym paradoksem jest to, że PO cały swój wysiłek propagandowy w ciągu ostatnich dwóch lat skierowała na obronę rzekomo zagrożonej przez wpływy polityków niezawisłości sędziowskiej. Zamiast PR-owego BHP formacja ta próbowała wrzaskliwymi konferencjami prasowymi wyrąbać podejrzanemu posłowi rodzaj medialnego immunitetu, nie bacząc, że taka kampania sama w sobie dowodzi możliwości matactwa i konieczności aresztowania. Wyjaśnienie tej osobliwej taktyki może być tylko jedno – Platforma wybrała działanie, jakie cechuje grupy przestępcze, w których zasada milczenia i bronienia swoich za wszelką cenę jest warunkiem przetrwania.