Cóż, Trzaskowskiemu wolno więcej. Wolno mu już nie lubić imigrantów, których tak kochał, stać się strażnikiem tradycji, przeciwnikiem unijnych porozumień i orędownikiem twardej polityki migracyjnej. Wolno mu być wrogiem Zielonego Ładu, a za chwilę – kto wie – może nawet miłośnikiem Marszu Niepodległości. Wkrótce prezydent Warszawy będzie zamawiał w barach po pięć piw, sądząc, że w Polsce B, o którą tak walczy, właśnie tak się robi. Nic z tego mnie nie dziwi. Ani nie zdziwi. Zaskakuje mnie inna rzecz. Że tak duża rzesza Polaków, w tym niektórzy ludzie, których znam lub znałem, gdy kandydat ordynarnie pluje im w twarz, udają, że pada deszcz, i wciąż chcą na niego głosować. Cóż, taki mamy klimat. Społeczny. Na szczęście nie tylko taki.
Autor jest współautorem Kanału Dobitnie