Film pokazywał Chaveza jako dzielnego ludowego przywódcę, który rano pomaga biednej staruszce załatać dziurę w płocie, po południu nacjonalizuje wenezuelskie rafinerie, a wieczorem rzuca wyzwanie amerykańskim imperialistom (za próbą zamachu miał stać George W. Bush).
Socjalizm w wersji rewolucji boliwariańskiej rodem z Wenezueli miał być alternatywą dla znienawidzonego neoliberalizmu, który z ludów Trzeciego Świata uczynił nowy proletariat. Oczywiście skończyło się jak zwykle, a za naiwne sny znudzonych zachodnich mędrców głodem i cierpieniem zapłacili najbiedniejsi.