Nie wiedzą oni lub wiedzieć nie chcą, że w kulturze klasycznej „cnoty są trwałymi dyspozycjami do dobra” i jego czynienia, a ich ugruntowywanie to praca nad rozwojem do takiej dyspozycji. Na rodzimym gruncie lingwistycznym cnotą zaś jest ten przymiot osoby, co na „cześć” zasługuje; to specyficzna, w tym wypadku dla płci niewieściej, „zacność” i godność, która wynika z jej człowieczeństwa, ale i z macierzyństwa. Być może ten sposób patrzenia na świat lub też najbardziej potoczne rozumienie cnoty przez przedstawicieli „postępu” sprawił, że zaczęli oni licytować się na to, kto wyrazi większe oburzenie, w kim cnoty wywołają bardziej mroczne skojarzenie, najlepiej, nie wiedzieć czemu, ze średniowieczem. Jeśli odrzucić złą wolę, pokazuje to, dlaczego tak trudno porozumieć się dwu stronom światopoglądowego sporu. Czasem dzieli nas rozumienie najbardziej podstawowych pojęć.