10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Niespokojne Zmartwychwstanie w Jeruzalem

Zamieszki, które wybuchły w Wielki Piątek i Wielką Niedzielę na jerozolimskim Starym Mieście, wskazują, że istnieje bardzo duże ryzyko rozpalenia bliskowschodniego frontu. Byłby on konsekwencją rosyjskiej agresji na Ukrainę i elementem geopolitycznej gry, a jednocześnie czynnikiem odciągającym uwagę światowej opinii publicznej od zbrodni popełnianych przez Putina nad Dnieprem.

Wraz z atakiem Rosji na Ukrainę 24 lutego Izrael ogłosił, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż któryś z bliskowschodnich konfliktów rozgorzeje na nowo. Pierwotnie Tel Awiw zerkał w kierunku Damaszku, w którym słychać było zapewnienia z rosyjskiej ambasady, że Moskwa bezpośrednio pomoże Baszszarowi al-Asadowi odzyskać utracone przez Syrię w 1967 r. Wzgórza Golan. Udział Rosjan w potencjalnej wojnie po stronie syryjskiej wielce komplikowałby sytuację Izraela. Jednak wraz z bohaterską obroną Ukrainy i kompromitującą postawą armii rosyjskiej temat Wzgórz Golan ucichł. Moskwa chyba zrozumiała, że to, czym (morale, wywiad, nowoczesna broń) Ukraińcy ich biją, jest również w posiadaniu Izraelczyków. Skoro nie Syria, zawsze można uruchomić kwestię palestyńską. 

Palestyna w cieniu Donbasu i własnych krętactw

Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas już na początku agresji Rosji na Ukrainę skarżył się, że przez tę wojnę świat zapomina o Palestynie. Do tego dokłada się znużenie nierozwiązywalną sytuacją, której częścią jest sam Abbas. Brak wyborów w Palestynie od 2005 r. tworzy korzystną dla Abbasa sytuację. Jego ekipa nieprzerwanie rządzi, świat niechętnie, ale musi z nim rozmawiać, a jeśli pojawia się temat wyborów, to zawsze odpowiedzią jest, że winien jest Izrael lub że jest ryzyko, iż wybory wygra Hamas. W efekcie, skoro nie ma wyborów w Palestynie, to nie ma też ciała politycznego, które miałoby mandat społeczny do negocjacji z Izraelem. Stan ten ogranicza również Amerykanów – administracja Joego Bidena jest bardzo przychylna sprawie palestyńskiej, ale wobec braku inicjatywy Abbasa propalestyńska część obozu Partii Demokratycznej jest po prostu bezradna. Dziś zatem zarówno Izrael, jak i świat arabski ignorują kwestię palestyńską, co więcej, w ostatnich tygodniach zostały podjęte dwie bardzo ważne dyplomatyczne inicjatywy – szczyt przywódców Egiptu, Emiratów Arabskich i Izraela w egipskim kurorcie Szarm el-Szejk oraz szczyt szefów dyplomacji Egiptu, Bahrajnu, Maroka, Emiratów i Izraela na pustyni Negew. Celem obu inicjatyw były tematy związane z Iranem, a także energetyką oraz spodziewaną klęską głodu w wyniku braku importu ukraińskiego zboża. Z naszej, europejskiej perspektywy niezwykle obiecujące są plany dotyczące wydobycia i sprzedaży gazu śródziemnomorskiego na Stary Kontynent, co byłoby alternatywą wobec rosyjskich dostaw. 

Rozbić porozumienie państw arabskich z Izraelem

Jednak jak najnowsza historia pokazuje, tam gdzie Arabowie z Żydami zaczynają się dogadywać, musi się polać krew, która ma uniemożliwiać porozumienie. Dlatego też przez Izrael przeszła fala zamachów terrorystycznych, w których zginęło 15 osób (w tym Amir Khoury – izraelski policjant, który był chrześcijaninem z Nazaretu w Galilei), co spowodowało izraelskie rajdy na miasta na Zachodnim Brzegu w celu poszukiwania dalszych terrorystów. Doprowadziło również do zamieszek i starć, w wyniku których śmierć poniosło 25 Palestyńczyków, zniszczeniu uległ (kolejny raz) grób starotestamentowego Józefa na rogatkach największego palestyńskiego miasta Nablus, czyli biblijnego Sychem. Kto zyskuje na przelanej palestyńskiej krwi? Na pewno nie sama sprawa palestyńska. Tu jest impas polityczny od prawie 15 lat. 

Beneficjentem jest Iran, który poprzez palestyńskie ofiary chce rozmontować sojusz państw arabskich z Izraelem, a także Rosja, która chce przejąć gazowe aktywa, tak jak to zrobiła w Syrii i po części w Libanie, a także chce tuszować swoje zbrodnie na Ukrainie kolejnymi bulwersującymi zachodnią opinię publiczną wydarzeniami na Bliskim Wschodzie.

Palestyńska prowokacja w meczecie Al-Aksa

Tegoroczny katolicki Wielki Piątek przypadał też na pierwszy dzień żydowskiego święta Pesach. Muzułmanie mają ramadan, a piątek jest tym dniem, w którym wedle proroka Mahometa „piekło zamarza”. Wydarzenia na Zachodnim Brzegu, jak i ciągłe bójki w arabskiej części Jerozolimy, sprawiły, że piątek był burzliwy. Chrześcijanie maszerowali w drodze krzyżowej, Żydzi zbierali się pod Ścianą Płaczu na rozpoczynające się tygodniowe święto Pesach, a mężczyźni muzułmańscy zbierali się powyżej tej Ściany Płaczu na modłach w meczecie Al-Aksa. 

Pierwszy raz wśród muzułmanów modlących się w ­Al-Aksie byli obywatele Emiratów Arabskich, którymi wstrząsnął widok palestyńskich wyrostków gromadzących kamienie na terenie meczetu i chodzących po tym trzecim najświętszym miejscu dla islamu w butach, co jest zakazane. Kamienie zaczęły lecieć w kierunku policjantów izraelskich, którzy pacyfikując demonstrantów, wpadli do meczetu. Tym razem, w przeciwieństwie do ubiegłorocznych starć, media części świata arabskiego wydarzenia te uznały za palestyńską prowokację i z oburzeniem reagowały na wykorzystywanie meczetu Al-Aksa w celach propagandowych. Szczególnie bulwersowało znoszenie kamieni do meczetu. Albowiem, żeby wejść na Wzgórze Świątynne, muzułmanie i inni turyści przechodzą kontrole bezpieczeństwa, zatem kamienie musiały zostać przemycone przez pracowników gminy muzułmańskiej, którzy zgodnie z prawem międzynarodowym podlegają królowi Jordanii Abdullahowi II.

Putin dzieli i rządzi w Knesecie

Jeśli piątkowe starcia były prowokacją palestyńską, to niedzielne były zaczepką ze strony radykałów żydowskich. Żydzi zgodnie z prawem religijnym nie mogą wchodzić na wzgórze, na którym 2000 lat temu stała ich świątynia. Archeolodzy nie są pewni, gdzie stała Arka Przymierza, a zgodnie z prawem żydowskim Żydzi nie mogą przebywać w tym miejscu. Turyści niemuzułmanie w wyznaczonych godzinach mogą popatrzeć na meczety, nie zbliżając się do nich. W niedzielę grupa żydowskich ekstremistów za pozwoleniem władz weszła na Wzgórze Świątynne, co wywołało gniew Palestyńczyków. Arabowie uważają, że Żydzi chcą zniszczyć meczety, aby w ich miejscu zbudować świątynię, która z perspektywy islamu już stoi i jest nią meczet Al-Aksa. Wszak zdaniem islamu Dawid (arab. Daud), Salomon (arab. Suleiman) i Jezus (arab. Issa) byli muzułmanami, więc modlili się w meczecie. 

Przemarsz żydowskich ekstremistów wzdłuż Wzgórza Świątynnego jest zawsze testem dla izraelskiej państwowości. Oficjalnie teren wzgórza zdaniem Izraelczyków jest częścią ich państwa i nie można zakazać komukolwiek odwiedzania tego miejsca. W obecnej sytuacji politycznej widzimy, że niedzielna inicjatywa żydowskich radykałów może być zapowiedzią kolejnych wyborów. Koalicja Naftalego Bennetta, którego elektorat głównie wywodzi się z żydowskich radykałów mieszkających na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie, utraciła większość w Knesecie i ma tyle samo posłów, co opozycja – po 60. Bennett jest krytykowany za falę terroru, która przeszła przez Izrael. Co więcej, Beniamin Netanjahu w coraz lepszym nastroju awanturuje się z obecnym premierem, a obaj politycy oskarżają się wzajemnie o sympatie proputinowskie. Niemniej wyciągnięcie Putina do publicznych pyskówek lidera opozycji z premierem ujawnia pewien izraelski dylemat: świat arabski jest prorosyjski, w Izraelu mieszka 1,7 mln Arabów z izraelskim obywatelstwem oraz 1 mln obywateli pochodzących z dawnego ZSRS. I nawet same izraelskie elity polityczne nie wiedzą, jakie zmiany zaszły w tym segmencie wyborczym w wyniku wojny na Ukrainie.

W wyniku starć w Jerozolimie rannych zostało ponad 200 Palestyńczyków. Hamas zapowiedział odwet za starcia przy meczecie Al-Aksa i możemy być pewni jakiejś formy powtórki z ubiegłorocznych 11-dniowych starć w Strefie Gazy. Z tą różnicą, że duża część świata arabskiego otwarcie przyznaje, że Palestyna jest już aktywem Iranu. A jak Iranu, to i Rosji.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Paweł Rakowski