Przypomnijmy – pod jednym ze sklepów Bartosz Arłukowicz i jego koleżanki oraz koledzy ze sztabu zaczepili starszego mężczyznę. Polityk PO najpierw podał mężczyźnie dłoń, a następnie wypalił: „Mówią, że jest pan najsłynniejszym wsparciem PiS-u w Węgrowie”. Następnie wszyscy zaczęli się śmiać – a raczej rechotać – ze skonfundowanego człowieka, który powiedział tylko: „Niech mnie pan nie denerwuje” i odszedł. Sprawa zrobiła się głośna. Do tego stopnia, że w internetowych przekaziorach totalnej opozycji pojawił się kolejny filmik, na którym ów „zdenerwowany” pan wystąpił w towarzystwie Bartosza Arłukowicza, przekonując, że nie żywi do niego urazy. Totalni triumfowali, ale tylko chwilę. Okazało się, że głos zabrał członek klubu „Gazety Polskiej” w Węgrowie Tomasz Staręga, właściciel feralnego sklepiku. Jak się okazało – Arłukowicz zwyczajnie pomylił go z innym mężczyzną. „Działaczka PO z Węgrowa Barbara Domańska specjalnie nasłała Arłukowicza na mnie. Jako sympatyka wspierającego PiS chciała mnie ośmieszyć. Ale trafili na przypadkowego człowieka wychodzącego z mojego kiosku. To jest typowe podejście ludzi z Platformy – aby kogoś ośmieszyć, a za chwilę się zapytać, czy będziesz na niego głosował” – mówił portalowi niezależna.pl. Tym samym potwierdziło się, że totalni naprawdę zorganizowali w Węgrowie ekspedycję karną do człowieka, którego winą było tylko to, że się z nimi nie zgadza. Przyznam, że pomimo absurdu, sprawa mnie poraziła. Tym bardziej że w chwili pisania tego tekstu słucham wystąpienia Grzegorza Schetyny, który z ekranu opowiada coś w stylu, że „PO ma zamiar zająć się zwykłymi ludźmi”. Aż strach pomyśleć, o co chodzi. Parafrazując Donalda Tuska, można tylko powiedzieć, że „naprawdę poważna załoga zaczyna się zabierać za Polskę i Polaków”. No dobra, z tą „poważną” to poważna przesada.
Niepoważna załoga
Przyznam się Państwu, że gdy w zeszłym tygodniu opisywałem wypad totalnych do małej miejscowości, jaką jest mazowiecki Węgrów, nie miałem pojęcia, że sprawa jest bardziej absurdalna, niż się zapowiadało.