10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Nie chcą Banasiów, ale chcą Gawłowskich

Gdy ludzie będący członkami Platformy mówią o wysokich standardach w życiu publicznym, to naprawdę biją rekordy hipokryzji.

Nazwisko prezesa NIK pojawiło się w debacie kandydatów na kandydata PO w wyborach prezydenckich. „Banaś” był używany jak niegdyś „Misiewicz” – zresztą były rzecznik MON także był obecny w jednym z wystąpień. Kidawa-Błońska i Jaśkowiak pokazywali Polskę w upadku – władza notorycznie łamie prawo, łamie konstytucję, niszczy wszystko, co wcześniej Platforma z takim mozołem budowała. Od wicemarszałek Sejmu mogliśmy się nawet dowiedzieć, że przestała istnieć Grupa Wyszehradzka i ona, jeśli wygra z prezydentem Dudą, będzie ją budować na nowo. Jaśkowiak mylił Radę Bezpieczeństwa z BBN, jego konkurentka miała problem z podaniem właściwej nazwy Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, nazywając go na początku Europejskim Trybunałem Konstytucyjnym. Oboje zaklinali się, iż mają opracowany plan na pokonanie Andrzeja Dudy, i podkreślali, że urzędująca głowa państwa nie miała w mijającej kadencji ani jednej aktywności, z której oni jako obywatele mogliby być dumni. Przytyki wobec kandydata popieranego przez PiS można jakoś zrozumieć, choć i krytyka powinna trzymać jako taki kontakt z rzeczywistością, bo jeśli oddala się od niej zanadto, to staje się nieskuteczna.

Jednak gdy ludzie będący członkami Platformy mówią o wysokich standardach w życiu publicznym, to naprawdę biją rekordy hipokryzji. Sprawa Mariana Banasia jest wyjaśniana przez prokuraturę. PiS zaapelował, by prezes NIK podał się do dymisji i walczył o swe dobre imię poza najważniejszą w kraju instytucją kontrolną. Można zastanawiać się, czy służby były w stanie wcześniej wykryć jakieś niejasności dotyczące jego majątku. Zdaniem zastępcy szefa MSWiA problemem jest polskie prawo w tym zakresie, które nie daje im takich możliwości. Być może zatem należy je zmienić i casus Banasia to powód do przeglądu regulacji dotyczących takich spraw. Jednak gdy z mowami moralizatorskimi ruszają koledzy partyjni Stanisława Gawłowskiego, którzy nie chcieli nawet podjąć rzeczowej dyskusji na temat stawianych mu zarzutów, a ślepo bronili go jak swego najcenniejszego skarbu, to nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. W PO świetnie radzi sobie też poseł Neumann, który swoim lokalnym działaczom tłumaczył, że zarzuty prokuratorskie można przekuć w oczach opinii publicznej w powód do chwały. Jednym słowem tak ludzi zmanipulować, by z podejrzanego o ordynarne złodziejstwo mienia publicznego zrobić ostoję uczciwości. Kandydaci na kandydatów prześcigali się w zapewnieniach, iż będą reprezentować także wyborców PiS, bo szanują wszystkich obywateli.

Ale przecież mieli szansę swą otwartość i empatię zademonstrować w trakcie ostatnich manifestacji w obronie tzw. wolnych sądów. Gdy Władysław Frasyniuk wznosił wulgarne okrzyki agresji wobec wyborców i sympatyków partii rządzącej, był pieszczotliwie nazwany „naszym kochanym Władkiem”. Zatem jeśli dziś w PO zastanawiają się, kto jest obciążeniem dla tej formacji, czy należy zmienić przewodniczącego, można im szczerze podpowiedzieć: wy wszyscy jesteście piętą achillesową swojej partii.

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska