Kluczowa dla takich ataków informacyjnych (tak, informacyjnych, a nie informatycznych) jest solidarność wewnątrz zaatakowanego państwa. Jej brak sprawia, że wrzucone kłamstwa zataczają coraz większe kręgi, a fala dezinformacji niebotycznie rośnie. Do wykradzionych mejli można dorobić pliki dowolnej treści, a największe kłamstwo nabiera cech wiarygodności. W podobnej sytuacji redaktorzy naczelni francuskich mediów uzgodnili, że nie będą powielać żadnych informacji pochodzących z rosyjskich źródeł, niezależnie od tego kogo by dotyczyły. Proste? Chyba nie dla naszej opozycji i sprzymierzonych z nią mediów, które całemu światu, zwłaszcza Putinowi, demonstrują, że Polska to idealny cel kolejnych ataków, skoro w chwili zewnętrznej agresji politycy i media kłócą się między sobą zamiast współpracować. Cóż, gdy we wrześniu 1939 r. wkraczała Armia Czerwona, też znaleźli się tacy, co stawiali powitalne bramy.
Na cyberwojnie liczy się solidarność
Komisja Europejska nadesłała wyrazy solidarności w związku z hybrydowym atakiem struktur militarnych Rosji na Polskę. O sprawie powiadomiono centralę NATO, która zapewne podejmie adekwatne działania (oby była to aktywna odpowiedź), bo Pakt już w 2015 r. uznał cyberprzestrzeń za obszar działań wojennych.